czwartek, 14 maja 2015

Nietypowa prośba i podziękowanie

   Jestem wam bardzo wdzięczna za to, że jest... uwaga...
   2000 WYŚWIETLEŃ!!!
   Bardzo szybko nabijacie mi wyświetlenia. Chciałam wam podziękować za 1000, ale następnego dnia było już 1100 i czułam się okropnie dziwnie. Moja reakcja była następująca. Czy ja weszłam na czyjeś konto? To ja to piszę czy jakiś cyborg zamiast mnie? Komp się zepsuł? Dopiero jak moja naj mnie uściskała i krzyknęła Gratulacje!!!, zdałam sobie sprawę, że to prawda. Uśmiechnięta od ucha do ucha zaczęłam pisać kolejny rozdział.
   A teraz prośba...
   Czy wam się nie wydaję, że trochę przyspieszam różne wydarzenia? Poznanie Nath'a, odkrycie kim jest, agencja, Alec. To było zaledwie 12 rozdziałów. Chciałabym, żebyście odpowiedzieli szczerze. Jest mi to potrzebne do rozdziału 13, który jest już w przygotowaniu, tylko nie wiem czy wszystko przedłużyć czy przyśpieszyć. Ten rozdział będzie jednym w ważniejszych i dłuższych, jeśli uznacie, że mam go poszerzyć.

   Dziękuję,
   Że jesteście.
   Że to czytacie
 
   To ty... ja. To ludzie, którzy umieją zmieniać się w ptaki i mają prawą rękę w piórach jak ty, Sky.

   Daleki W

poniedziałek, 11 maja 2015

Rozdział 12

   Trochę zaszalałam....

   Znowu miałam ten sam sen. Las, bieg i przepaść. Obudziłam się. Miałam nawyk nie otwierania oczu przy obudzeniu. Nikt nie miał stu procentowej pewności, że nie śpię. Tak samo teraz. Leżałam na twardym materacu. Z resztą poduszka też była twarda. Koc, pod którym leżałam, jeśli to był koc, był cienki.
   Powoli otworzyłam oczy. Byłam w małym, błękitno pomalowanym pokoju. Obok łóżka stał stolik nocny, a na nim butelka wody. Lekko się podniosłam. Moją głowę zalał ból. 
   Do pokoju wszedł on. Szary sweter z reniferem, który razem kupiliśmy w Kanadzie, podarte dżinsy z przyklejonymi naklejkami Winx, które przyklejaliśmy na naszej pierwszej randce, trampki, które miał kiedy pierwszy raz poszliśmy na łyżwy, a potem niósł mnie do szpitala, bo złamałam nogę. Jego zegarek z myszką miki, który kupił na naszej wycieczce do Disneylandu, kiedy mieliśmy po 13. Jego tatuaż w kształcie broszki kosogłosa na lewym nadgarstku. To był na pewno największy fan Igrzysk Śmierci jakiego znam. Jego aparat na zęby, oczywiście byłam z nim wtedy u dentysty, bo bał się, jakby mieli go zabić, a później przekonywał mnie, że w ogóle się nie bał. Ten krzywy uśmiech, w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Kochałam go, a on mnie. Szkoda, tylko, że mnie nie pamięta, bo chciałam go pocałować, a potem odegrać wspaniałą scenę w łóżku. Kochał mnie jak nikogo na ziemi. To był mój Alec.
   -Nie podnoś się.- powiedział.- Walnęłaś nieźle o kamień.
   Kucnął obok łóżka i się mi przyjrzał.
   -Jestem Aleckay. Mów mi Alec. A ty?
   Przez chwilę tylko patrzyłam w jego oczy. Były koloru morza. Błękitne jak żadne inne. Potem uświadomiłam sobie, że nie mogę mu powiedzieć, że go znam, ani jak mam na imię. O boże! Co mu powiedzieć?
   -Jestem Grace.-odpowiedziałam niezgodnie z prawdą.
   Uśmiechnął się. Pomógł mi wstać. Poszliśmy do salonu. Telewizor był włączony. Leciały wiadomości. Odwróciłam wzrok. Nie pamiętałam, żeby Alec mieszkał nad morzem. Byliśmy w małej chatce. Drewnianej.
   -Chcesz coś zjeść?- spytał z kuchni Alec. Zawsze się o mnie martwił.
   Weszłam do kuchni.
   -Zawsze.
   Zaśmiał się. Robił jajecznice. Tego mi brakowało. Podeszłam do niego. Wydłubałam kawałek jajecznicy z jego włosów. Uśmiechnął się.
   -Widać naprawdę jesteś głodna. Zaraz będzie.- powiedział.
   Spojrzałam na patelnie. Jajka były lekko przypalone. Odsunęłam go od patelni i zaczęłam czarować. Wzięłam kolejne jajka  zaczęłam smażyć. Alec patrzył na mnie z otartą buzią. jak skończyłam smażyć wzięłam talerze i nałożyłam na nie. Usiedliśmy przy stole.
   -Powiem szczerze, że w życiu nie widziałem kogoś, kto tak gotował.- opuścił wzrok.-Znaczy znałem.
   Był bliski łez. Jak mu wytłumaczyć, że żyję?
   -Nie musisz opowiadać, jeśli nie chcesz.- powiedziałam.
   Potrząsnął głową.
   -Muszę się komuś wyżalić.- mówił prawie szeptem z opuszczoną głową.-Miała na imię Sky. Moje niebo.- uśmiechnął się. Gra słów. Nazywał mnie "swoim niebem".-Poznaliśmy się w bibliotece. Miała wtedy dwa ogromne, kruczoczarne warkocze. Poleciłem jej Harry'ego, a potem przez trzy lata próbowałem do niej zagadać. Pewnego dnia przyszła do mnie cała zmoknięta. Jej rodzice gdzieś wyszli, a ona nie miała kluczy.- uśmiechnął się.
   On to jedno z niewielu rzeczy, o których pamiętałam. Ale tamtą noc pamiętam i to ze szczegółami.
   -Na początku krzyczeliśmy na siebie,a potem.- zaśmiał się.- Jak się pewnie domyślasz było naprawdę gorąco.
   Tak naprawdę było trochę inaczej.
   Moi rodzice pojechali z Annie do szpitala, bo miała atak. Pod domem skapnęłam się, że zostawiłam klucze u Alec'a dzień wcześniej. Byłam na niego wściekła. Oczywiście dzień wcześniej i nadal byłam. Nie podanie daty referatu na anglika (me wymarzone studia) to było duże przewinienie. Na dworze była potworna ulewa. Weszłam do niego czerwona ze złości i mokra do suchej nitki. Wpuścił mnie. Jak się przebrałam krzyczeliśmy na siebie przez prawie dwie godziny. Potem siedzieliśmy na jego łóżku w kompletnym milczeniu przez pół godziny. A później, no jak to w każdym romansidłu, pocałował mnie. Nigdy nie byłam, aż tak zaskoczona. Ale pragnęłam tego od bardzo długiego czasu. Później zaczęliśmy chodzić i zaczął się magiczny czas w moim życiu, puki naprawdę się z nim nie pokłóciłam. A o co? Zastałam go całującego na jednej z imprez. Tydzień później w moim życiu pojawił się Nath. A Alec wyjechał. No widzieć kogoś takiego po latach to wielki hardkor.
   -Zmarła miesiąc temu. Prawie dwa miesiące.- zaczął jeść. Ja też.
***
   Następnego dnia poszliśmy przejść się plażą. Okazało się, że to jezioro. Jedno z wielkich jezior. Alec miał psa. Był to owczarek długowłosy. Suczka. Bardzo miła. Pamiętała mnie. Dlatego kocham zwierzęta, rozpoznają ludzi po zapachu. Miała a imię Es. Pewnie żadne z was nie wybrałby takiego imienia dla psa, ale Alec to niesamowity i inny człowiek. Nigdy nie pasował do systemu. Miał bujną wyobraźnie. Napisał książkę "Gwiazdy Wody", ale nigdy jej nie wydał.
   -W ogóle.- zaczęłam.- Jak mnie znalazłeś?
   Patrzył na pędzącą Es przed nami.
   -Jechałem z miasta. Trafiłaś prawie na ulicę. O mały włos, a zostałaby z ciebie kupka mięsa.- zaśmiał się.- Ale już wszystko w porządku?
   Spojrzałam na niego.
   -Słuchaj leżałaś jak zabita przez dobre trzy dni...
   -TRZY DNI!!!!
   Stanął. Przekrzywił głowę.
   -Tak.
   Z oddali dobiegł grzmot.
   -Lepiej spadajmy.- powiedział.
   Zawołał Es i poszliśmy do jego domku. Po drodze spotkała nas ulewa. Bluza przykleiła mi się do  mojego mokrego ciała. A trochę do jego domu było.
   Wbiegliśmy do domu cali mokszy.
   -No trochę popadało.- skomentował pogodę.
   Zaczęliśmy się śmiać. Sarkazm. A to nie to w nim pokochałam? Usiadłam na kanapie w małym saloniku. Byłam potwornie mokra. Usiadł obok mnie. Es wpadła na nas. Inaczej, usadowiła się między nami. Ciekło z niej jak w deszczówki. Wstałam. I tak byłam mokra.
   Cholerne załamania pogody. Alec wstał niedługo po mnie. Wtedy Es pobiegła do kuchni do miski z jedzeniem. Alec rzucił psu spojrzenie spode łba. Wybuchłam śmiechem. Uśmiechnął się do mnie. 
   -Grace- powiedział, a  potem podszedł do mnie.
   Pocałował mnie.
   Objęłam rękami jego szyję. Czułam się jak kiedyś. Beztroska. Pociągnął moje udo do góry. Objęłam go nogami. Czułam jakby mnie przeniosło w czasie. Wszystkie kłótnie zniknęły. Było tak jak kiedyś. Upadliśmy na kanapę. Przez chwilę patrzył na mnie zdziwiony, ja na niego też.
   -Przepraszam.-powiedział prawie niesłyszalnie. 
   -Nie przepraszaj.
   Tym razem to ja sięgnęłam po jego usta. Musiałam trochę się podnieść, ale od razu po złapaniu jego warg podłam na kanapę. Nagle poczułam jego rękę na moim mokrym biodrze. Powoli ściągał spodnie. Uśmiechnęłam mu się w usta.
   Nagle z kieszeni wyciągnął mały lśniący przedmiot. Poraził mnie w oczy. Alec nie trzymał go za tą lśniącą cześć. Dopiero kiedy trochę ją przybliżył zobaczyłam co to jest.
   Nóż.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przeczytałeś/aś? Pozostaw po sobie komentarz. To motywuje do dalszej pracy i cieszy :)
Nie wiem kiedy napiszę następny... dwie dwóje z historii do poprawienia :/

poniedziałek, 4 maja 2015

Rozdział 11

   Wiem beznadziejny. Przepraszam za błędy, ale większość pisałam na komórce (ostatni raz). Na końcu przy pisaniu aż się zdyszałam XD

   Nie wiem ile zajęło "badanie" Nath'a, ale po tym był cały czerwony od łez. Stracił głos w połowie, więc pewnie to długo trwało. Potem tylko... cierpiał.
   Każdy z was na pewno zna taki tekst: Cierpisz bardziej gdy widzisz cierpienie ukochanej osoby, niż swoje cierpienie. Czy jakoś tak. To prawda. Ból jaki czułam był o wiele gorszy od bólu rany postrzałowej, przemiany w Fear'a, od wszystkich jakie umiem wymienić. On był nie do zniesienia.
   Kiedy Nath już się uspokoił, wyszli od niego. Dla mnie oznaczało to tylko jedno... przyjdą do mnie.
***
   To było potworne. Bolało mnie wszystko. Wiercili nam w kościach, pobierali krew, robili nam coś z ręką... i do tego wszystko na żywca. 
   Od pieli nas, a przynajmniej mnie, od łóżka. Wiercili mi w ręce. Teraz mam gips i coś co to podtrzymuje. Dali mi Władcę Pierścieni. Przynajmniej mają gust. Tylko, że mieli tylko hiszpańskie wydanie. Umiem tylko angielski i niemiecki. Jej! A mówili, że niemiecki się przyda. 
   Przy okienku pojawiła się ta kobieta. Akurat waliłam głową o ścianę. Zawsze przychodziła przed jedzeniem. 
   Siedzimy tu już parę dni. Od "badania" nie widziałam Nath'a. Wiele razy chciałam, żeby zaczął rozmawiać, ale nie miał zapewne sił. Jak prosił mnie Nath udawałam niemą. Nie mogłam wybrzydzać.
   Knight weszła do środka. Była z tacą z jajecznicą, mlekiem i ziemniaki. Że co?! Położyła ją na stoliku obok drzwi i wyszła. Zaczęłam jeść jajecznice. Była ohydna, ale lepsza od ziemniaków. 
   Zjadłam i położyłam się na moim łóżku. Zamknęłam oczy. 
   Wyobraziłam sobie pióro.
   Pióra...
   Nasz symbol. 
   Nagle do salki weszło dwóch żołnierzy. A za nim ten szatyn w koszulce polo, i jego czarne trampki, trampek. Stał na kulach. Miał jedną nogę w gipsie. Nath.
   Podniosłam się na łóżku. Usiadł obok mnie. Spojrzałam na okienko. Było czymś zasłonięte. Dali nam trochę prywatności. Rzuciłam się mu w ramiona z płaczem. 
   - Sky.-powiedział łagodnym tonem. - Wiem, że jesteś niema, ale możesz coś dla mnie zrobić?
   Pokiwałam głową. 
   - Napisz im swoje zeznania. - pocałował mnie w czoło. Kocham go.
   Za niedługo się stąd wydostaniemy. Mam plan, tylko zostaniemy tu jeszcze trochę. Przynajmniej mamy co jeść. I jeszcze jedno. Chcą ci coś pokazać, ale sami nie powiedzieli mi co. Mówili tylko, że mam cię do tego przygotować. 
   - Mają ci coś pokazać. Trzymaj się. -powiedział. Wciskał im kit. Ewidentny kit, ale może dzięki temu pożyjemy. 
   Kocham cię.
   Wstałam i pomogłam wstać Nath'owi. Podeszliśmy do drzwi. Otworzyły się przede mną. Nath'a odesłali do sali obok. Też izolatki, jak moja. A mnie w drugą stronę. 
   Z tego pokoju wychodziłam tylko trzy razy. Za pierwszym razem było te pierwsze badanie. Za drugim podawanie mi środków uspokajających w ogromnej dawce przez co zasnęłam i trzeci raz to było drugie badanie. Na drugim badaniu byłam sama, ale tylko pobierali mi krew i grzebali w piórach. 
   Teraz szłam małym korytarzem, aż do drzwi z oknem. W środku widziałam same ciała. Wszyscy to byli Fear'owie. Chociaż było ich tylko kilka, wszyscy byli już porozcinani. Byli po sekcji. W moich obserwowań wynika, że wszyscy zginęli tutaj. Wyglądało to ohydnie. Co prawda była to kostnica, czuło się zaduch ciał. 
   Na końcu leżała mała dziewczynka w białej bluzce na długich rękawach z plamami krwi, dżinsami, czerwonych convers'ach i... mojej spince we włosach. Mały motylek w diamenciki, który jej dałam rok temu. Była już cała blada. Zginęła tak wiele dni temu. 
   Do oczu nalewały mi się łzy. Moja mała siostrzyczka, która leżała przede mną martwa. Podniosłam lekko jej rękaw. Miała małe piórka orła czarnego. Kiedy umierała zaczęła Przeminę. Umierała w bólu.
   Czułam się podle, że nie mogłam jej pomóc. Byłam okropną siostrą. Nie zasługiwałam na nią. 
***
   Byliśmy w ośrodku jeszcze tydzień. Zdjęli mu gips i mi. Dali nam jakieś maści na gojenie kości. Podobno faza testowa. Ale działały. 
   Tego dnia zadzwonił alarm przeciw pożarowy. Wybiegłam z pokoju. Na korytarzu stał Nath z gaśnicą w ręku i żołnierzem u stóp. Popatrzył na mnie przerażony. On go mógł zabić. Unieruchomił go, ale nie musiał w taki sposób. Nie chciał, żebym to widziała. Odwróciłam się i pobiegłam. Chwilę później był już przy mnie. Biegliśmy ile sił w nogach. Tylko za jednym razem musiał mnie ciągnąć, żebym nie wpadła na strażników. Kolejny raz uratował mi życie... za dużo tych razy.
   Po drodze mi wyjaśnił co takiego zrobił. 
   - Przepraszam- powiedział. - Włączyłem alarm przeciw pożarowy. To był mój plan. Wszyscy się rozproszyli, a ja mogłem cię wsiąść. Za to ty sama wyszłaś. Teraz musimy wybiec na zewnątrz. To najszybsza droga. 
   Wskazał na drzwi przed nami. Otworzyłam je jednym susem i wybiegłam na zewnątrz. Byliśmy poza ośrodkiem. To było zbyt łatwe. 
   Nie odwracaj się. Biegnij cały czas. Nie zatrzymuj się. 
   W tej chwili obok nas rozległy się trzy strzały. 
   - BIEGNIJ!!!-krzyknął Nath. Jego głos buzował mi w głowie. Wystrzeliłam jak torpeda do lasu.
   Biegłam tak strasznie długo. Cała byłam w pocie. Serce prawie wyskoczyło mi z piersi. Oddech nie zwalniał. Byłam padnięta. Dosłownie upadłam na podłogę. Wszystko wirowało dookoła. Chciałam wymiotować. Biegłam chyba z godzinę, bez przerwy. Gdy otworzyłam oczy nie było go. Usiadłam. Nie było. Zostawił mnie!!! Albo... od razu odgoniłam tą myśl. On żyje. On żyje. Rodziło się jedno pytanie. Dlaczego mnie zostawił.
   Usiadłam obok drzewa i zaczęłam się rozkoszować świeżym powietrzem. Czułam się okropnie. Rodzice, Annie, a teraz Nath. Ile ludzi jeszcze musi zginąć, żebym popełniła samobójstwo. Właśnie zaprzeczyłam, że Nath żyje. ON ŻYJE!!!
   Nie mogło być innej możliwości. On mnie nie zostawi. Wie, że bym nie dała rady. Jestem za słaba by walczyć. To on dodawał mi otuchy we wszystkim. Nie dam rady.
   SKY, ON ŻYJE!!! 
   Podniosłam się i dalej biegłam. Szczerze już nie wiedziałam dlaczego. Wszystko mnie paliło. Nie miałam sił, ale czułam, że za tym lasem czeka na mnie.
   Wiatr dodawał mi prędkości. Przypomniałam sobie o jednym. Dlaczego nie mogę się zmienić. Wyskoczyłam w powietrze i się zmieniłam. Leciałam spokojnie puki nie zapadł zmierzch. Wylądowałam na ziemi i biegłam dalej. Nic nie dało mnie zatrzymać.
   Aż wreszcie się skapnęłam. Nath prosił, żebym biegła, nie odwracała się, pędziła jak wiatr. Zrobię to dla niego. Biegłam na ile pozwalały mi nogi. O dziwo nie traciłam sił. Biegłam równa z wiatrem. Jakbym to ja nim rządziła.
   Czułam się wolna...
   Jak ptak...
   Jak ja.
   Wiatr mnie nie doganiał. Dodawał mi sił. Czułam jak na mnie wpływa i daję nowe. Nie mogłam przestać biec, jakby to ktoś mnie ciągnął.
   Kiedy zapadł zmierzch powoli traciłem siły. Dopadło mnie zmęczenie. Podłam na trawę. Przez długi czas patrzyłam w niebo i dyszałam. Byłam wycieńczona. Czemu przez większość drogi się tak nie czułam?
   Jedyne co pamiętam jeszcze z tamtej nocy to dwie ogromne smugi światła, które powoli się zbliżały. Dawały bardzo mocne światło. Oślepiło mnie. Nie miałam nawet sił, żeby podnieść rękę, aby zasłonić oczy. Nagle te dwie smugi zatrzymały się koło mnie i stały, patrzyły. Aż skapnęłam się co to było.
   Samochód.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przeczytałeś/aś? Pozostaw po sobie komentarz. To motywuje do dalszej pracy i cieszy :)
I jak? Następny najpóźniej za tydzień