poniedziałek, 11 maja 2015

Rozdział 12

   Trochę zaszalałam....

   Znowu miałam ten sam sen. Las, bieg i przepaść. Obudziłam się. Miałam nawyk nie otwierania oczu przy obudzeniu. Nikt nie miał stu procentowej pewności, że nie śpię. Tak samo teraz. Leżałam na twardym materacu. Z resztą poduszka też była twarda. Koc, pod którym leżałam, jeśli to był koc, był cienki.
   Powoli otworzyłam oczy. Byłam w małym, błękitno pomalowanym pokoju. Obok łóżka stał stolik nocny, a na nim butelka wody. Lekko się podniosłam. Moją głowę zalał ból. 
   Do pokoju wszedł on. Szary sweter z reniferem, który razem kupiliśmy w Kanadzie, podarte dżinsy z przyklejonymi naklejkami Winx, które przyklejaliśmy na naszej pierwszej randce, trampki, które miał kiedy pierwszy raz poszliśmy na łyżwy, a potem niósł mnie do szpitala, bo złamałam nogę. Jego zegarek z myszką miki, który kupił na naszej wycieczce do Disneylandu, kiedy mieliśmy po 13. Jego tatuaż w kształcie broszki kosogłosa na lewym nadgarstku. To był na pewno największy fan Igrzysk Śmierci jakiego znam. Jego aparat na zęby, oczywiście byłam z nim wtedy u dentysty, bo bał się, jakby mieli go zabić, a później przekonywał mnie, że w ogóle się nie bał. Ten krzywy uśmiech, w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Kochałam go, a on mnie. Szkoda, tylko, że mnie nie pamięta, bo chciałam go pocałować, a potem odegrać wspaniałą scenę w łóżku. Kochał mnie jak nikogo na ziemi. To był mój Alec.
   -Nie podnoś się.- powiedział.- Walnęłaś nieźle o kamień.
   Kucnął obok łóżka i się mi przyjrzał.
   -Jestem Aleckay. Mów mi Alec. A ty?
   Przez chwilę tylko patrzyłam w jego oczy. Były koloru morza. Błękitne jak żadne inne. Potem uświadomiłam sobie, że nie mogę mu powiedzieć, że go znam, ani jak mam na imię. O boże! Co mu powiedzieć?
   -Jestem Grace.-odpowiedziałam niezgodnie z prawdą.
   Uśmiechnął się. Pomógł mi wstać. Poszliśmy do salonu. Telewizor był włączony. Leciały wiadomości. Odwróciłam wzrok. Nie pamiętałam, żeby Alec mieszkał nad morzem. Byliśmy w małej chatce. Drewnianej.
   -Chcesz coś zjeść?- spytał z kuchni Alec. Zawsze się o mnie martwił.
   Weszłam do kuchni.
   -Zawsze.
   Zaśmiał się. Robił jajecznice. Tego mi brakowało. Podeszłam do niego. Wydłubałam kawałek jajecznicy z jego włosów. Uśmiechnął się.
   -Widać naprawdę jesteś głodna. Zaraz będzie.- powiedział.
   Spojrzałam na patelnie. Jajka były lekko przypalone. Odsunęłam go od patelni i zaczęłam czarować. Wzięłam kolejne jajka  zaczęłam smażyć. Alec patrzył na mnie z otartą buzią. jak skończyłam smażyć wzięłam talerze i nałożyłam na nie. Usiedliśmy przy stole.
   -Powiem szczerze, że w życiu nie widziałem kogoś, kto tak gotował.- opuścił wzrok.-Znaczy znałem.
   Był bliski łez. Jak mu wytłumaczyć, że żyję?
   -Nie musisz opowiadać, jeśli nie chcesz.- powiedziałam.
   Potrząsnął głową.
   -Muszę się komuś wyżalić.- mówił prawie szeptem z opuszczoną głową.-Miała na imię Sky. Moje niebo.- uśmiechnął się. Gra słów. Nazywał mnie "swoim niebem".-Poznaliśmy się w bibliotece. Miała wtedy dwa ogromne, kruczoczarne warkocze. Poleciłem jej Harry'ego, a potem przez trzy lata próbowałem do niej zagadać. Pewnego dnia przyszła do mnie cała zmoknięta. Jej rodzice gdzieś wyszli, a ona nie miała kluczy.- uśmiechnął się.
   On to jedno z niewielu rzeczy, o których pamiętałam. Ale tamtą noc pamiętam i to ze szczegółami.
   -Na początku krzyczeliśmy na siebie,a potem.- zaśmiał się.- Jak się pewnie domyślasz było naprawdę gorąco.
   Tak naprawdę było trochę inaczej.
   Moi rodzice pojechali z Annie do szpitala, bo miała atak. Pod domem skapnęłam się, że zostawiłam klucze u Alec'a dzień wcześniej. Byłam na niego wściekła. Oczywiście dzień wcześniej i nadal byłam. Nie podanie daty referatu na anglika (me wymarzone studia) to było duże przewinienie. Na dworze była potworna ulewa. Weszłam do niego czerwona ze złości i mokra do suchej nitki. Wpuścił mnie. Jak się przebrałam krzyczeliśmy na siebie przez prawie dwie godziny. Potem siedzieliśmy na jego łóżku w kompletnym milczeniu przez pół godziny. A później, no jak to w każdym romansidłu, pocałował mnie. Nigdy nie byłam, aż tak zaskoczona. Ale pragnęłam tego od bardzo długiego czasu. Później zaczęliśmy chodzić i zaczął się magiczny czas w moim życiu, puki naprawdę się z nim nie pokłóciłam. A o co? Zastałam go całującego na jednej z imprez. Tydzień później w moim życiu pojawił się Nath. A Alec wyjechał. No widzieć kogoś takiego po latach to wielki hardkor.
   -Zmarła miesiąc temu. Prawie dwa miesiące.- zaczął jeść. Ja też.
***
   Następnego dnia poszliśmy przejść się plażą. Okazało się, że to jezioro. Jedno z wielkich jezior. Alec miał psa. Był to owczarek długowłosy. Suczka. Bardzo miła. Pamiętała mnie. Dlatego kocham zwierzęta, rozpoznają ludzi po zapachu. Miała a imię Es. Pewnie żadne z was nie wybrałby takiego imienia dla psa, ale Alec to niesamowity i inny człowiek. Nigdy nie pasował do systemu. Miał bujną wyobraźnie. Napisał książkę "Gwiazdy Wody", ale nigdy jej nie wydał.
   -W ogóle.- zaczęłam.- Jak mnie znalazłeś?
   Patrzył na pędzącą Es przed nami.
   -Jechałem z miasta. Trafiłaś prawie na ulicę. O mały włos, a zostałaby z ciebie kupka mięsa.- zaśmiał się.- Ale już wszystko w porządku?
   Spojrzałam na niego.
   -Słuchaj leżałaś jak zabita przez dobre trzy dni...
   -TRZY DNI!!!!
   Stanął. Przekrzywił głowę.
   -Tak.
   Z oddali dobiegł grzmot.
   -Lepiej spadajmy.- powiedział.
   Zawołał Es i poszliśmy do jego domku. Po drodze spotkała nas ulewa. Bluza przykleiła mi się do  mojego mokrego ciała. A trochę do jego domu było.
   Wbiegliśmy do domu cali mokszy.
   -No trochę popadało.- skomentował pogodę.
   Zaczęliśmy się śmiać. Sarkazm. A to nie to w nim pokochałam? Usiadłam na kanapie w małym saloniku. Byłam potwornie mokra. Usiadł obok mnie. Es wpadła na nas. Inaczej, usadowiła się między nami. Ciekło z niej jak w deszczówki. Wstałam. I tak byłam mokra.
   Cholerne załamania pogody. Alec wstał niedługo po mnie. Wtedy Es pobiegła do kuchni do miski z jedzeniem. Alec rzucił psu spojrzenie spode łba. Wybuchłam śmiechem. Uśmiechnął się do mnie. 
   -Grace- powiedział, a  potem podszedł do mnie.
   Pocałował mnie.
   Objęłam rękami jego szyję. Czułam się jak kiedyś. Beztroska. Pociągnął moje udo do góry. Objęłam go nogami. Czułam jakby mnie przeniosło w czasie. Wszystkie kłótnie zniknęły. Było tak jak kiedyś. Upadliśmy na kanapę. Przez chwilę patrzył na mnie zdziwiony, ja na niego też.
   -Przepraszam.-powiedział prawie niesłyszalnie. 
   -Nie przepraszaj.
   Tym razem to ja sięgnęłam po jego usta. Musiałam trochę się podnieść, ale od razu po złapaniu jego warg podłam na kanapę. Nagle poczułam jego rękę na moim mokrym biodrze. Powoli ściągał spodnie. Uśmiechnęłam mu się w usta.
   Nagle z kieszeni wyciągnął mały lśniący przedmiot. Poraził mnie w oczy. Alec nie trzymał go za tą lśniącą cześć. Dopiero kiedy trochę ją przybliżył zobaczyłam co to jest.
   Nóż.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przeczytałeś/aś? Pozostaw po sobie komentarz. To motywuje do dalszej pracy i cieszy :)
Nie wiem kiedy napiszę następny... dwie dwóje z historii do poprawienia :/

6 komentarzy:

  1. naprawdę? przerwać w takim momencie? proszę napisz szybko :)
    weny życzę ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będziecie mnie znać z przerywania w najnieodpowiedniejszym momencie XD Dziękuję :*

      Usuń
  2. Doma uduszę... A wydawał się taki miły :/ I to, że nie niem nic o Nathu mnie dobija :'( Powiedź, że on żyje, a o Sky się nie przejmuję wiem, że se dziewczyna poradzi... kopnie go w jaja albo ta po twarzy... Normalka xD Super
    Kasia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Padłam XD a o Nath'cie za niedługo usłyszycie. Dzięki :*

      Usuń
  3. O w morde, o w morde, o w morde... To się będzie działo :D
    Jeden mocny kop i Alec będzie sopranem śpiewał xD

    OdpowiedzUsuń