poniedziałek, 4 maja 2015

Rozdział 11

   Wiem beznadziejny. Przepraszam za błędy, ale większość pisałam na komórce (ostatni raz). Na końcu przy pisaniu aż się zdyszałam XD

   Nie wiem ile zajęło "badanie" Nath'a, ale po tym był cały czerwony od łez. Stracił głos w połowie, więc pewnie to długo trwało. Potem tylko... cierpiał.
   Każdy z was na pewno zna taki tekst: Cierpisz bardziej gdy widzisz cierpienie ukochanej osoby, niż swoje cierpienie. Czy jakoś tak. To prawda. Ból jaki czułam był o wiele gorszy od bólu rany postrzałowej, przemiany w Fear'a, od wszystkich jakie umiem wymienić. On był nie do zniesienia.
   Kiedy Nath już się uspokoił, wyszli od niego. Dla mnie oznaczało to tylko jedno... przyjdą do mnie.
***
   To było potworne. Bolało mnie wszystko. Wiercili nam w kościach, pobierali krew, robili nam coś z ręką... i do tego wszystko na żywca. 
   Od pieli nas, a przynajmniej mnie, od łóżka. Wiercili mi w ręce. Teraz mam gips i coś co to podtrzymuje. Dali mi Władcę Pierścieni. Przynajmniej mają gust. Tylko, że mieli tylko hiszpańskie wydanie. Umiem tylko angielski i niemiecki. Jej! A mówili, że niemiecki się przyda. 
   Przy okienku pojawiła się ta kobieta. Akurat waliłam głową o ścianę. Zawsze przychodziła przed jedzeniem. 
   Siedzimy tu już parę dni. Od "badania" nie widziałam Nath'a. Wiele razy chciałam, żeby zaczął rozmawiać, ale nie miał zapewne sił. Jak prosił mnie Nath udawałam niemą. Nie mogłam wybrzydzać.
   Knight weszła do środka. Była z tacą z jajecznicą, mlekiem i ziemniaki. Że co?! Położyła ją na stoliku obok drzwi i wyszła. Zaczęłam jeść jajecznice. Była ohydna, ale lepsza od ziemniaków. 
   Zjadłam i położyłam się na moim łóżku. Zamknęłam oczy. 
   Wyobraziłam sobie pióro.
   Pióra...
   Nasz symbol. 
   Nagle do salki weszło dwóch żołnierzy. A za nim ten szatyn w koszulce polo, i jego czarne trampki, trampek. Stał na kulach. Miał jedną nogę w gipsie. Nath.
   Podniosłam się na łóżku. Usiadł obok mnie. Spojrzałam na okienko. Było czymś zasłonięte. Dali nam trochę prywatności. Rzuciłam się mu w ramiona z płaczem. 
   - Sky.-powiedział łagodnym tonem. - Wiem, że jesteś niema, ale możesz coś dla mnie zrobić?
   Pokiwałam głową. 
   - Napisz im swoje zeznania. - pocałował mnie w czoło. Kocham go.
   Za niedługo się stąd wydostaniemy. Mam plan, tylko zostaniemy tu jeszcze trochę. Przynajmniej mamy co jeść. I jeszcze jedno. Chcą ci coś pokazać, ale sami nie powiedzieli mi co. Mówili tylko, że mam cię do tego przygotować. 
   - Mają ci coś pokazać. Trzymaj się. -powiedział. Wciskał im kit. Ewidentny kit, ale może dzięki temu pożyjemy. 
   Kocham cię.
   Wstałam i pomogłam wstać Nath'owi. Podeszliśmy do drzwi. Otworzyły się przede mną. Nath'a odesłali do sali obok. Też izolatki, jak moja. A mnie w drugą stronę. 
   Z tego pokoju wychodziłam tylko trzy razy. Za pierwszym razem było te pierwsze badanie. Za drugim podawanie mi środków uspokajających w ogromnej dawce przez co zasnęłam i trzeci raz to było drugie badanie. Na drugim badaniu byłam sama, ale tylko pobierali mi krew i grzebali w piórach. 
   Teraz szłam małym korytarzem, aż do drzwi z oknem. W środku widziałam same ciała. Wszyscy to byli Fear'owie. Chociaż było ich tylko kilka, wszyscy byli już porozcinani. Byli po sekcji. W moich obserwowań wynika, że wszyscy zginęli tutaj. Wyglądało to ohydnie. Co prawda była to kostnica, czuło się zaduch ciał. 
   Na końcu leżała mała dziewczynka w białej bluzce na długich rękawach z plamami krwi, dżinsami, czerwonych convers'ach i... mojej spince we włosach. Mały motylek w diamenciki, który jej dałam rok temu. Była już cała blada. Zginęła tak wiele dni temu. 
   Do oczu nalewały mi się łzy. Moja mała siostrzyczka, która leżała przede mną martwa. Podniosłam lekko jej rękaw. Miała małe piórka orła czarnego. Kiedy umierała zaczęła Przeminę. Umierała w bólu.
   Czułam się podle, że nie mogłam jej pomóc. Byłam okropną siostrą. Nie zasługiwałam na nią. 
***
   Byliśmy w ośrodku jeszcze tydzień. Zdjęli mu gips i mi. Dali nam jakieś maści na gojenie kości. Podobno faza testowa. Ale działały. 
   Tego dnia zadzwonił alarm przeciw pożarowy. Wybiegłam z pokoju. Na korytarzu stał Nath z gaśnicą w ręku i żołnierzem u stóp. Popatrzył na mnie przerażony. On go mógł zabić. Unieruchomił go, ale nie musiał w taki sposób. Nie chciał, żebym to widziała. Odwróciłam się i pobiegłam. Chwilę później był już przy mnie. Biegliśmy ile sił w nogach. Tylko za jednym razem musiał mnie ciągnąć, żebym nie wpadła na strażników. Kolejny raz uratował mi życie... za dużo tych razy.
   Po drodze mi wyjaśnił co takiego zrobił. 
   - Przepraszam- powiedział. - Włączyłem alarm przeciw pożarowy. To był mój plan. Wszyscy się rozproszyli, a ja mogłem cię wsiąść. Za to ty sama wyszłaś. Teraz musimy wybiec na zewnątrz. To najszybsza droga. 
   Wskazał na drzwi przed nami. Otworzyłam je jednym susem i wybiegłam na zewnątrz. Byliśmy poza ośrodkiem. To było zbyt łatwe. 
   Nie odwracaj się. Biegnij cały czas. Nie zatrzymuj się. 
   W tej chwili obok nas rozległy się trzy strzały. 
   - BIEGNIJ!!!-krzyknął Nath. Jego głos buzował mi w głowie. Wystrzeliłam jak torpeda do lasu.
   Biegłam tak strasznie długo. Cała byłam w pocie. Serce prawie wyskoczyło mi z piersi. Oddech nie zwalniał. Byłam padnięta. Dosłownie upadłam na podłogę. Wszystko wirowało dookoła. Chciałam wymiotować. Biegłam chyba z godzinę, bez przerwy. Gdy otworzyłam oczy nie było go. Usiadłam. Nie było. Zostawił mnie!!! Albo... od razu odgoniłam tą myśl. On żyje. On żyje. Rodziło się jedno pytanie. Dlaczego mnie zostawił.
   Usiadłam obok drzewa i zaczęłam się rozkoszować świeżym powietrzem. Czułam się okropnie. Rodzice, Annie, a teraz Nath. Ile ludzi jeszcze musi zginąć, żebym popełniła samobójstwo. Właśnie zaprzeczyłam, że Nath żyje. ON ŻYJE!!!
   Nie mogło być innej możliwości. On mnie nie zostawi. Wie, że bym nie dała rady. Jestem za słaba by walczyć. To on dodawał mi otuchy we wszystkim. Nie dam rady.
   SKY, ON ŻYJE!!! 
   Podniosłam się i dalej biegłam. Szczerze już nie wiedziałam dlaczego. Wszystko mnie paliło. Nie miałam sił, ale czułam, że za tym lasem czeka na mnie.
   Wiatr dodawał mi prędkości. Przypomniałam sobie o jednym. Dlaczego nie mogę się zmienić. Wyskoczyłam w powietrze i się zmieniłam. Leciałam spokojnie puki nie zapadł zmierzch. Wylądowałam na ziemi i biegłam dalej. Nic nie dało mnie zatrzymać.
   Aż wreszcie się skapnęłam. Nath prosił, żebym biegła, nie odwracała się, pędziła jak wiatr. Zrobię to dla niego. Biegłam na ile pozwalały mi nogi. O dziwo nie traciłam sił. Biegłam równa z wiatrem. Jakbym to ja nim rządziła.
   Czułam się wolna...
   Jak ptak...
   Jak ja.
   Wiatr mnie nie doganiał. Dodawał mi sił. Czułam jak na mnie wpływa i daję nowe. Nie mogłam przestać biec, jakby to ktoś mnie ciągnął.
   Kiedy zapadł zmierzch powoli traciłem siły. Dopadło mnie zmęczenie. Podłam na trawę. Przez długi czas patrzyłam w niebo i dyszałam. Byłam wycieńczona. Czemu przez większość drogi się tak nie czułam?
   Jedyne co pamiętam jeszcze z tamtej nocy to dwie ogromne smugi światła, które powoli się zbliżały. Dawały bardzo mocne światło. Oślepiło mnie. Nie miałam nawet sił, żeby podnieść rękę, aby zasłonić oczy. Nagle te dwie smugi zatrzymały się koło mnie i stały, patrzyły. Aż skapnęłam się co to było.
   Samochód.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przeczytałeś/aś? Pozostaw po sobie komentarz. To motywuje do dalszej pracy i cieszy :)
I jak? Następny najpóźniej za tydzień

8 komentarzy:

  1. Ooo, co to teraz będzie...
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :D
    Weny życzę ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. BOSKI *-* Już nie mogę się doczekać następnego :) Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Domi jak już mówiłam NIE kończy się tak rozdziału xD
    Świetny jak zawsze i taki ghagsagsfd Tylko gdzie NATH!!!!!!!!!!!!!??????????? Tak nie można xD
    Buziaki Kasia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i mówię, że mnie zabijesz jak skończę następny XD

      Usuń