wtorek, 28 kwietnia 2015

Rozdział 10

    Ten rozdział dedykuję mojej genialnej Kasi z konserwacji na FB wszystkiego naj na urodzinki ;* i dziękuję za pomysł z nazwaniem ośrodka. Wszyscy jesteście kochani :*

   Drzwi, aż wyleciały z zawiasów. Oślepiło nas jasne światło latarek. Chwyciłam jego rękę mocniej. Mogłam już go nigdy nie zobaczyć.
   Ja będę mówić. W ośrodku udawaj niemą. Zrób to dal mnie. I nie używaj mocy. Nie mów nikomu, że umiem się z tobą porozumiewać w taki sposób. Oczywiście jeśli będę żywy i przytomny.
   To schowka wpadli żołnierze.Rozdzielili nas. Nath miótł jak oszalały. Ja... poddałam się. Wiedziałam, że nic nie zdziałamy.
    Nawet jak ciebie nie widzę, mogę z tobą rozmawiać. Kocham cię.
   Założyli kajdanki na moje ręce. Podobno jak Nath'owi. Może ostatni raz się widzimy. Nagle jeden żołnierzy walnął mnie czymś w głowę. Usłyszałam jeszcze stłumiony krzyk Nath'a i straciłam przytomność.

   Ten sen był inny niż każdy.
   Stałam na łące. Niebo było pochmurne. Las wokoło łąki szumiał. Zawiał ostry wiatr. Prawie się przewróciłam. Coś popchało mnie do lasu. Biegłam przed siebie nie patrząc na las. Można było stwierdzić tylko jedno: był naprawdę mroczny. Drzewa same rozstępowały przede mną. Biegłam i biegłam. Nagle wyrosła przede mną przepaść. Nie zatrzymywałam się, tylko biegłam dalej. Chciałam się zatrzymać, ale coś kazało mi biec. Skoczyłam w przepaść. Spadałam i się nie zmieniałam. W oddali zobaczyłam dno. Czarne jak popiół. A tuż przed dnem... obudziłam się.
   Ściskałam prześcieradło na łóżku. Ośrodek. Otworzyłam lekko oczy. Nade mną był wiatrak, który dawał lekki wiaterek. Przełknęłam gulę, która utkwiła mi w szyji. Patrzyłam w biały sufit. Tylko na sufit. Była na min widać lekkie niedoskonałości, pewnie od pośpiechu malowania. Wiatrak był szarawy od kurzu na nim. Było też kilka pęknięć.
   Chciałam przyłożyć rękę do buzi. Było tu tyle kurzu, że moje płuca nie wytrzymywały. Moje ręce były przymocowane kajdankami do framugi łóżka. Podobnie jak nogi.
   A co robi ptak w klatce?
   Panikuje.
   Jak i ja.
   Nadszedł mnie wielki atak paniki. Byłam przymocowana do łóżka. Próbowałam wyrwać ręce z tego żelaznego uścisku, ale nic nie mogłam zdziałać. Były tak ciasno przymocowane do moich kończyn, że aż bolały mnie.
   W ośrodku udawaj niemą.
   Nie mogłam krzyczeć. Za to płakałam. Chciałam stąd uciec. I to jak najdalej. Zaczęłam się szarpać. Obróciłam głowę w prawą stronę. Było tam małe okienko. Zobaczyłam jakąś kobietę w fartuchu. Pisała coś. Pewnie notatki. Szarpałam się jeszcze mocniej. Tym razem ze złości. Ona stała i patrzyła jak cierpiałam. Chciałam się wyrwać ponad wszystko. Ta kobieta stała, patrzyła.
   Łzy wylewały się z moich oczu, a ona patrzyła, jak cierpiałam. Jak oni znosili tą pracę?
   Odwróciłam wzrok i wlepiłam go w sufit.
   Chwilę tak leżałam, później nie mogłam się oprzeć. Popatrzyłam na tą kobietę. Miała plakietkę na fartuchu. Knight. Podniosła wzrok znad okularów. Machnęła ręką. Do środka wtargnęło dwóch żołnierzy. Przypięli mi jeszcze jeden pas na klatce piersiowej i kolanach. Zaczęłam panikować.
   Dalej nie do końca wiedziałam co się działo. Twarze. Biel. Rękawiczki. Wszystko co kojarzyło mi się ze szpitalem, w którym moje życie się zmieniło. Straciłam wszystko.
   Wjechali ze mną do jakieś sali obłożonej metalem. Wyglądała jak sala operacyjna. O nie...
   Spokojnie nie bój się.
   Nath.
   Spojrzałam w prawo. Leżał za ścianą. Od ramion w dół go nie widziałam. Był w normalnym ubraniu, z resztą jak ja. Miał podbite oko. Uśmiechnął się.
   Jak byłaś nieprzytomna wyjaśnili mi wszytko. To ośrodek l'homme - oiseau. To z francuskiego. Tu badają Fear'ów. O dziwo oni też tak nas nazywają. Wzięło się to od tego, że byliśmy postrachem. Fear... strach.
   Popatrzył na mnie. Uśmiechnął się. Nagle wokoło jego zebrali się ludzi, w tym żołnierze. Zaczął panikować. Widziałam to w jego oczach. Czułam jego dezorientacje. Bał się.
   KOCHAM CIĘ!!- wykrzyczał to w mojej głowie, aż mnie zabolała.
   Potem... zaczął krzyczeć. Z bólu. O mój Boże. Oni go chyba cieli. Co prawda nie słyszałam jego krzyków, ale je czułam. Łzy zbierały się w jego oczach i moich. On cierpiał., a ja nie mogłam nic zrobić.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przeczytałeś/aś? Pozostaw po sobie komentarz. To motywuje do dalszej pracy i cieszy :)
Wiem krótki, ale za bardzo nie miałam czasu :/ Jak też widzicie zmieniłam trochę bloga XD podoba się?

środa, 22 kwietnia 2015

Rozdział 9

   Ci którzy czekali na akcje się doczekali :) Od razu uprzedzam, ze to najgorszy i najdłuższy rozdział jaki w życiu napisałam :'') Tak naprawdę to dopiero w tym rozdziale zaczyna się akcja.

    Płakał.
   On płakał.
   Nath płakał.
   - Potem chwilę zajęło nam wyjście z wody, ale się śmialiśmy.- mówił przez łzy.- Potem znowu posmutniałaś i wybuchłaś płaczem.- otarłam jedną zabłąkaną łzę na jego policzku. Wziął moją rękę i mocno ścisnął.- Nie wytrzymałem... musiałem. Pocałowałem cię.- cały czas trzymał moją rękę przy policzku.- Uśmiechnęłaś się wtedy. Był to drugi raz.
   Wybuchł płaczem. Wzięłam jego twarz w dłonie.
   -Nath...- powiedziałam.
   Uciszył mnie ręką. Przyłożył ją do moich ust.
   -Nic nie mów. Jak to było?- powiedział do siebie.- A. Nie marz...- zmusił, żebym na niego spojrzała.-Bądź marzeniem.
   Pocałował mnie. Nie wiem, które z nas poczuło się po tym dobrze.
   Puściłam go. Nath cały czas płakał.
   -Dlaczego płaczesz?- zapytałam prosto z mostu.
   Uśmiechnął się.
   -To okrutne.- powiedział.- Wybory naszych przodków nie pozwalają nam na normalne życie. Oni o nas nie pomyśleli. Mieliśmy być bronią w ich rękach. Teraz my musimy cierpieć. Oni dali nam najgorsze dzieciństwo jakie ktokolwiek mógł dostać.
   -Nie.- spojrzał na mnie. Nadal miał w oczach łzy. Zaczęłam głaskać go po jego piórach.- Co prawda przez nich straciliśmy cząstkę siebie, ale... dali nam nowe możliwości. Chyba żadne z naszych znajomych nie umie latać, ani nie mają nadprzyrodzonych zdolności.
   Własnie dlatego cię kocham. Jesteś dla mnie największą otuchą. Błagam nie zostawiaj mnie. A tak szczerze to ten "trening" ma za zadanie pokazanie ci taktyki, a ją możemy przestudiować w pół godziny, czyli to była tylko wymówkę, żeby cię gdzieś wyciągnąć.
   Dla mnie. Rzuciłam się na niego. Upadliśmy na podłogę. Zaczęliśmy się śmiać.
   Może teraz potajemnie pójdziemy do mojego pokoju?
   Pokiwałam głową. Wiedziałam dlaczego mówił od razu mi do głowy. Sam mogła być wszędzie.
   Tylko ani słowa Sam.
   Pocałowałam go w policzek i wstałam. Ruszyłam do drzwi. Nagle Nath wziął mnie od tyłu i podniósł mnie. Wyniósł mnie. Usłyszeliśmy śmiech Sam z kuchni.
   Zmiana planów. Idziemy na miasto.
   Wziął swoją bluzę i podał mi moją. Weszliśmy do szybu. Jak zawsze zakurzony i cuchnący. Nath objął mnie ręką. Wtulił się w moje włosy. Zamknęłam oczy. Chciałam by ta przejażdżka trwała wiecznie. Zatrzymaliśmy się. Otworzył właz i wyszliśmy. Założyłam bluzę. Spojrzałam na Nath'a. Patrzył na zachodzące słońce. Było piękne.
   -Chciałbym gdzieś cię zabrać, ale nasze możliwości to tylko kawiarnia i kino. A nie wiem co grają- uśmiechnął się lekko do słońca.
   Przegryzłam wargę.
   -A nie ma czegoś takiego jak dach?- zapytałam chwytając go za rękę. Ścisnął ją.
   -No to lećmy! - krzyknął i wyskoczył do biegu. Pobiegłam tuż za nim i zmieniłam się w orła.
   Zmiana wyglądała następująco. Włosy zmieniały się w pióra powoli obrastając całe ciało. Kurczyły się nogi i ręce stawały się skrzydłami, a ubrania po prostu znikały, szczęka robiła z siebie dziób i byliśmy ptakami. 
   Moja i Nath'a trwała najdłużej. Byliśmy największymi ptakami. 
   Mój drugi raz. Pędziłam ku hangarowi. Miał bodajże dziesięć pięter. Pod nami biegły ulice. Ludzie wyglądali jak mrówki. Tylko w takich chwilach czułam się naprawdę wolna. Kompletnie wolna. Żałuj, że nigdy nie będziesz latać. To uczucie jest jak wypicie pięciu puszek napoju energetycznego i skakanie na bandżi w jednym.
   Wylądowaliśmy na dachu hangaru. Natomiast przemiana w człowieka to zamiana na odwrót. Usiedliśmy na krawędzi dachu. Patrzyliśmy na zachodzące słońce. Oparłam głowę o jego ramię.
   -Mogę się o coś spytać?- zapytałam.
   Pokiwał głową.
   -Dwie sprawy. Czy można jakoś wykryć, że jest się Fear'em i jak to możliwe, że tydzień temu leżałeś w łóżku z raną postrzałową w boku, a teraz możesz robić co zechcesz?
   Uśmiechnął się.
   -Najpierw odpowiem na drugie.- mówił.- Yyy... Fear'y bardzo szybko się regenerują. Ale złamania umieją robić wielkie szkody.
   -Kości... do latania.- przerwałam mu.
   -Dokładnie. Wiesz, że niektóre złamania można u nas leczyć nawet rok.- zrobił zdziwioną minę.
   Wtuliłam się w jego rękę.
   -A druga...- zastanowił się.- Tak. Podwiń nogawkę albo w ogóle zdejmij spodnie.
   Wybłuszczyłam na niego oczy.
   -Nie będę przy tobie się rozbierać!- krzyknęłam. Podwinęłam nogawkę.
   -Mam nadzieję, że będzie to widać.- powiedział półgłosem.
   Dotknął mojej skóry po zewnętrznej stronie piszczela. Przeszedł mnie dreszcz. Moja noga była lodowata, a jego ręka gorąca jak lawa. Pojechał od kostki w górę aż do połowy uda, na którym skończyłam podwijanie spodni. O dziwo jechał palcem po prostej linii. Aż spojrzałam na nogę. Było na niej lekkie wgniecenie. Może głębokości pół milimetra, ale widoczne. Dotknęłam wgłębienia, które było linią, Przejechałam przez całą nogę, aż spotkałam rękę Nath'a. Chwycił moja rękę.
   -Jedyny objaw to te wgniecenie.- zaczął odwijać nogawkę.- Pod nią rozwijają się komórki odpowiedzialne za Przeminę i za to, że jesteśmy Fear'ami.
   Nie mogłam w to uwierzyć. Jedynie to było objawem. Patrzyłam w słońce. Po prostu nie do wiary.
   -Kiedy Sam zmieniła się w Fear'a, Luke badał mnie czy nie ma jakichko...- przerwał mu ogromny wstrząs. Czekaj... tu nigdy nie było trzęsień! Baza...
   Zanim zdążyłam skończyć tą myśl Nath był już w powietrzu. Skoczyłam za nim. Dotarliśmy na miejsce w parę minut. Nath popędzał mnie. Wskoczyliśmy do szybu. Dobrze, że jeździł tak szybko. Gdy weszliśmy do środka wszystko stało w ogniu. Nath był przerażony. Pobiegł przed siebie, a konkretniej do pokoju Sam. Oglądał się co parę chwil czy jeszcze biegłam za nim. Wpadliśmy do jej pokoju. Nie było jej. Nath odetchnął z ulgi. Ewakuowali się.
   Nath wziął mnie za rękę i pobiegliśmy na koniec korytarza. Usłyszeliśmy ciężkie kroki kilkunastu osób. Żołnierze. Pociągnął mnie do jakiegoś małego pomieszczenia. Były w nim szczotki, mopy i środki czystości. Schowek. Nath zamknął drzwi od środka. W środku było kompletnie ciemno nie licząc smugi światła od ognia w szparze między drzwiami, a podłogą.
   Nic nie mów. Cokolwiek się stanie wiedz, że cię kocham. 
   Łzy napływały mi do oczu. Wtuliłam się w niego.
   Nigdy nie przestałem cię kochać. Nawet jak nie wiedziałem, że to ty. Nie pamiętasz co powiedziałem na twój widok?
   Pamiętam.
   Co oni ci zrobili?
   On zawsze mnie kochał, ale o tym nie wiedział.
   Kocham cię
   Usłyszałam kroki za drzwiami. Wyważyli drugie wejście. Odsunęłam się od niego. Złapałam go za rękę. Staliśmy tak chwilę. Kroki stanęły przed drzwiami.
   Pamiętaj, kocham cię.
  Wyważyli drzwi.

------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przeczytałeś/aś? Pozostaw po sobie komentarz. To motywuje do dalszej pracy i cieszy :)

środa, 15 kwietnia 2015

Rozdział 8

   Przy tym rozdziale możecie spokojnie powzruszać się miłosnym wątkiem, ale jest też trochę smutny. Szczególnie na końcu, jeśli ktoś zrozumie :/

   Jak obiecał śpiewał mi całą noc, a przynajmniej puki nie zasnęłam. Obudził mnie około ósmej rano. Za tydzień ta durna misja,a jeszcze muszę przejść jakieś szkolenie. Wstałam, pocałowałam go w policzek.
   -A mieliśmy od siebie odpocząć!- zaśmiał się Nath.
   -Szczerze nie wytrzymam tego.- powiedziałam z ogromnym uśmiechu i wyszłam.
   Mój pokój był w takim stanie w jakim go zostawiłam, czyli okropnym. Później posprzątam. Trzeba tym nieudacznikom zrobić śniadanie. Szybko ubrałam dżinsy i koszule i popędziłam do kuchni. Tym razem nie było tu Luke'a. Co tu im zrobić? Jaki dzisiaj dzień? Piątek. Pięknie, dzisiaj miałam mieć klasówkę z historii. Więc dzisiaj naleśniki. Mama zawsze robiła mi naleśniki, kiedy miałam test. Po pół godziny przeszła zaciekawiona Lucy.
   -Co robisz?- spytała.- To pachnie pięknie.
   -Dzięki, ale to czysta prościzna. Zaczekaj jeszcze z piętnaście minut.- odpowiedziałam.
   -Dobra. To narazie.- wyszła z kuchni.
   Dalej robiłam naleśniki nucąc You, my everthing Ellie Goulding. Moja ulubiona piosenka Ellie. Podrzuciłam naleśnikiem na patelni aż wyleciał w powietrze. Jakimś cudem trafił na swoje miejsce, czyli na talerz.Ale nadal nuciłam You, my everthing. Nagle Nath chwycił mnie od tyłu. Wrzasnęłam z zaskoczenia.
   -Nath! Ja tu robię naleśniki!- wykrzyczałam. Przy okazji zauważyłam, że kolejny wylądował na talerzu. Odłożyłam patelnie i zgasiłam ogień. Odwróciłam się do niego. Wpadłam mu w ramiona.
   -A jednak nie możesz mi się oprzeć.- powiedział. Spojrzałam na niego spode łba. Próbowałam się wyrwać z tego potężnego uścisku, ale mnie nie puścił.- O nie, nie.
   Weś się uspokój.- szepnął flirciarskim tonem w mojej głowie.- Ja tylko chce cię pocałować.
   Po prostu mnie zatkało. Matko ja przecież tego chciałam. Ale jak mogłam się sprzeciwić tym grafitowym oczom, które chciały patrzeć tylko na mnie, krzywemu uśmieszkowi, który uśmiechał się tylko dla mnie i... Nath'owi, miłości mojego życia.
   Pocałował mnie. Inaczej niż zwykle. Piękniej, zwyczajniej. Puścił mnie za szybko. Ja chciałam więcej, ale zaraz przyjdą inni i nie damy rady wytłumaczyć naszej nieobecności. Odsunął się delikatnie. Wyjął talerze i poustawiał na stole. Wszyscy przyszli. Zmusiłam się na uśmiech. Lucy zjadła potężną porcje, czyli pięć. Reszta ze dwa. Sam przez całe śniadanie czytała książkę. A jaką? Tytułem się ze mną nie podzieliła. Wyszłam przed wszystkimi. Chciałam wyjść na zewnątrz. Wzięłam szalik i rękawiczki bez palców.
   Wyszłam na korytarz. Nikogo już nie było w kuchni. Przynajmniej nikt nie zobaczy jak wychodzę. A jednak wykrakałam. Ktoś złapał mnie za ramię i pociągnął do laboratorium. Nie wiem kto to był, ale pożałuje, bo wywaliłam się na twarz. Usłyszałam cichy śmiech. Podniosłam się. Nade mną stała Sam.
   -A trening?- zapytała.
   No tak misja za tydzień. Powoli wstałam z podłogi i zdjęłam szalik.
   -Choć na salę ćwiczeń.- zrobiła w powietrzu cudzysłów.
   Sala ćwiczeń była mniej więcej wielkości kuchni. Maty na podłodze, drabinki, worki do ćwiczeń. Wykapana sala gimnastyczna. Stanęłam na środku. Sam na przeciwko mnie.
   I tak rozpoczął się trening.
***
   Trzy dni treningu z Sam to była czysta katastrofa. Nawet nie wiem na jakiej części ciała nie mam siniaków. Matko bolało mnie wszystko. Dzisiaj miałam z Nath'em. 
   Poszłam do sali ćwiczeń. Nath siedział na jednym z worków treningowych. Trzymał w ręku mały kamyk. Był gładki, owalny. Idealny do kaczek. Nie pamiętam go. Taa chodziłam z nim dwa lata i nie wiem co to za kamyk. Usiadłam obok niego. Oparłam głowę na jego ramieniu.
   - A więc jaka historia kryje się za tym kamykiem?- spytałam.
   Obrócił mnie do siebie. Westchnął. Zapowiada się długa historia.
   -Naprawdę nie pamiętasz?- w jego oczach pojawił się żal. Myślał, że pamiętam.
   Stuknęłam sobie w głowę. Naruszona pamięć. Nie pamiętałam wszystkich naszych scen.
   - No tak.- na jego buzi pojawił się uśmiech.- Spokojnie. Ja nie wiedziałem, że to ty.- roześmiał się cicho. Uniósł dłoń z kamykiem.- Była zielona szkoła. Pojechała twoja i moja klasa. Mieszkaliśmy w domkach obok. Miałaś takie nieznośne koleżanki, że nie dały ci nigdzie wychodzić. Drugiego dnia wyrwałaś się z domu nad rzekę. Poszedłem za tobą. Byliśmy razem od miesiąca. Pobiegłaś do strumyka. Siedziałaś na poręczy. Myślałem, że chcesz się zabić. Nawet nie wiesz jaki byłem przerażony. Złapałem cię od tyłu i odstawiłem cię obok, ale od razu upadłaś. Byłaś cała we łzach. Myślałem, że zaraz sam upadnę i zacznę płakać.
   Przestał na chwilę. Spojrzał w górę i zamknął oczy. Wiedziałam, co się stało. Mojego tatę potrącili. Mama mówiła, że lekarze nie wiedzieli czy przeżyje.
   - Postawiłem cię na nogach i wyciągnąłem go.- pokazał kamień.- Podeszliśmy nad brzeg i rzuciłem. Były wspaniałe kaczki.- zaśmiał się.- Poszliśmy znowu na most. Staliśmy chwilę i nagle mnie popchnęłaś do wody, a ja cię pociągnąłem za sobą. Rozumiesz byliśmy cali mokszy.- śmiał się... nie... on płakał.

wtorek, 14 kwietnia 2015

Liebster Award

Nominacja jest to nagroda, przyznawana za dobrze wykonaną robotę. Jest dedykowana blogerom o mniejszej publiczności w celu rozpowszechnienia ich twórczości. Gdy odbierzesz nagrodę, odpowiadasz na 11 pytań, po czym zadajesz tak samo 11 pytań 11 nominowanym przez siebie osobom :)
 Dziękuję za nominacje Nocnej Herosce i zapraszam na jej blog: http://krwawy-dwor.blogspot.com/

Pytania do mnie:

1. Co cię zainspirowało do pisania?
Ptaki. Kocham je. Jak może ktoś zauważył miałam jeszcze jednego bloga, ale go usunęłam, ponieważ zapragnęłam więcej, a mam na myśli ptaki. Dziewczyna, ptak, pióra, skrzydła to rzeczy, które chciałam mieć w blogu. Na początku miały być anioły, ale stwierdziłam, że każdy je zna i potrzeba czegoś nowego. I pewnego pięknego dnia wymyśliłam Fear'a.
2. Jakie książki chętnie czytasz?
Najbardziej lubię romanse i fantasy. Jakoś najbardziej mnie do nich ciągnie
3. Jakiej muzyki słuchasz?
Jestem osoba, która lubi każdy gatunek muzyczny. Od klasyki po ciężki metal, ale najbardziej lubię epicką muzykę.
4. Czy ktoś namówił cię do założenia bloga?
Pewnego dziwnego dnia dałam mojej koleżance kawałek tego co napisałam. Krzyknęła WOW i prawie mnie wyrzuciła przez okno ze szczęścia. Spokojnie sama nie rozumiem jej wybuchu szczęścia. Później było przynajmniej półgodzinne krzyczenie na mnie, ponieważ nie założyłam bloga. Potem usiadłyśmy przed kompem i stworzyłyśmy Pióra. Oczywiście pomijając mojego wcześniejszego bloga, który był klapą.
5. Kiedykolwiek myślałeś/łaś, że będziesz mieć bloga?
Oczywiście, że nie. Jako dziesięciolatka byłam najbardziej zapominalską dziewczyną na świecie, więc w życiu bym się na to nie zdecydowała. Ale moja kol wszystko zmieniła.
6. Co robisz w wolnym czasie (oprócz pisania i czytania)?
Najczęściej słucham muzyki. U mnie zawsze musi być włączony komp z lecącą muzyką na pół osiedla.
7. Jaka ekranizacja książki sprawiła Ci największy zawód?
Chciałabym się pożalić nad "Zbuntowana" i "Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy: Złodziej Pioruna". Matko chciało mi się rzygać na sali kinowej. Tak długo czekałam na te ekranizacje, a tu kurde klops. Jak to było w WL klump.
8. Masz jakieś zwierzątko/a domowe?
Nie, ale błagam rodziców od dobrych dwóch lat i nie zamierzam odpuszczać.
9. Ulubiony autor?
Stanowczo Bracken. Kocham jej książki i nie mogę się doczekać "W Sidłach Losu" i drugiej nowelki.
10. Ulubiona postać książkowa?
Jest to Ruby Elizabeth Daly z książki "Mroczne Umysły". Mogę się szczerze przyznać, że jestem kompletną kopią Ruby. Chociaż czasami robi głupie i nieprzemyślane wybory jest niesamowita. Młoda, odważna i troskliwa.
11. Znienawidzona postać książkowa?
Tu znowu pojawiają się "Mroczne Umysły", ponieważ jest to Clancy Gray. Jest najpodlejszą osóbką na świecie i chętnie bym go udusiła.

Moje pytania:

1. Co cię zachęciło do tego bloga?
2. Czy bohaterów w swoim blogu spotkałaś/eś (chodzi o cechy)?
3. Ulubiony autor?
4. Ulubiona książka?
5. Ulubiony bohater książkowy?
6. Jakieś zwierzątko?
7. A może rodzeństwo?
8. Co cię szczęśliwi?
9. A co cię wkurza?
10. Co najczęściej czytasz?
11. I pytanie, które zawsze chciałam zadać. Czy wierzysz w Mikołaja?

Moje nominacje:

http://czuc.blogspot.com/
http://mroczne-miasto.blogspot.com/
http://czernnocy.blogspot.com/
http://opowiadaniaajulii.blogspot.com/
http://niepoddamsiebowarto.blogspot.com/
http://www.history-of-darkness.blogspot.com/
http://nefilim22.blogspot.com/
http://opowiadaniablocked.blogspot.com/
http://dalsza.blogspot.com/
*Wiem nie ma 11 ale nie znalazłam i nie wiem czy wszystkie są mało popularne*
A pro po rozdziału... pojawi się dzisiaj :)

czwartek, 2 kwietnia 2015

Rozdział 7

   I tak najbardziej mnie śmieszy, że niczego się nie domyśliliście XD

   W nocy w ogóle nie spałam. Płakałam cały czas. Wierciłam się w łóżku i rozmyślam nad Nathem. Ten pocałunek. Cały czas pragnęłam, żeby był ciąg dalszy. Teraz leżał w łóżko w szpitalnym oddziale z zszytym bokiem. Poszłam do niego. Co z tego, że byłam tylko w koszulce sięgającej do połowy ud i majtkach. Chciałam go zobaczyć.
   Leżał tam i patrzył na mnie. Też nie spał. Pierwszy raz widział mnie w kompletnym amoku. Nie przeszkadzało mu to. Pokazał, żebym usiadła na łóżku. Był blady. Pewnie utracił wiele krwi. Uśmiechnął się krzywo.
   - Hej. Czemu nie śpisz, Ptaszynko?- spytał.
   To mnie wręcz uderzyło. W normalnym życiu pewnie nazwałby mnie inaczej, ale to, że jesteśmy pół ptakami to nie nasza wina.
   - To, że raz mnie pocałowałeś nie znaczy, że możesz mnie tak nazywać.- wskazałam na niego palcem.
   - Nadal nie odpowiedziałaś na moje pytanie. -jego oczy zaiskrzyły.
   - A jak myślisz? Dziś zginęli moi rodzice i siostra, postrzeliłam jakiegoś faceta i jeszcze ciebie postrzelono.- powiedziałam.
   - A jednak się o mnie martwisz...- powiedział bardziej do siebie niż do mnie.
   Nachyliłam się nad nim.
   - Niestety tak.- szepnęłam mu do ucha.
   Wykorzystał moją chwilę nieuwagi i pociągnął mnie do siebie. Znowu poczułam jego ciepło, jego bicie serca, jego usta... Chyba dla tego chciałam go kochać. Był wspaniały i według mnie doskonały. Oderwał się ode mnie po dłuższym czasie.
   - A możesz zostać ze mną puki nie zasnę?- spytał.
   - Dlaczego?
   - Kiedy jesteś obok czuję, że mam wszystko czego potrzebuję. Przy tobie lepiej śpię. - powiedział.
   - Oczywiście.
   Zrobił mi miejsce na łóżku. Położyłam się po jego lewej stronie, bo na prawej miał ranę. Objął mnie ramieniem. Czułam, że chcę mnie utulić do snu. Długo siedzieliśmy w ciszy, puki nie zaczął śpiewać.
   - Here I am. This is me. There's no where else on earth I'd rather be- śpiewał. Jedna z moich ulubionych piosenek. Jego głos był jak miód na gardło, kojący i miły. Mogłam go słuchać wiecznie, ale do nas wparował Dylan z nowym opatrunkiem. 
   - Przepraszam, ale pan Hoyt potrzebuje nowego opatrunku. - powiedział.
   Hoyt? Tak jak Nathan? Nie! Usiadłam. Pocałowałam go w czoło i wyszłam. To nie może być on! Poszłam do kuchni. W środku siedział Luke. Czytał gazetę. Z przed dwóch lat!
   Wzięłam mleko z lodówki i usiadłam na przeciwko niego. Otworzyłam mleko i zaczęłam pić. Czy tu wszyscy nie śpią w nocy?! Pewnie zaraz przyjdzie Sam i będzie się wyżalać nad nienarodzonym dzieckiem. Luke spojrzał na mnie znad gazety.
   -Co jest?- spytał.- Oczywiście oprócz rodziny. Przykro mi.
   -Nath i ten facet. W dodatku jadę na pierwszą "misję".- zrobiłam w powietrzu cudzysłów.
   -To to wiem. Ale coś cię gryzie. To o czym nie chcesz nam powiedzieć. Widać to po twoim poruszaniu się. Widać, że jesteś zakłopotana.-a więc Nath nie żartował z tą jego inteligencjom. On naprawdę jest inteligenty.
   -Nie chcę cię tym obarczać i już.- powiedziałam.- A chociaż mogę spytać kiedy każdy z was się przemieniło?
   Odłożył gazetę na bok. Westchnął ciężko.
   - Ja i Lucy jesteśmy tu z tego samego powodu. Zginęła siostra Lucy,a była moją dziewczyną. To było rok temu. Sam zmarł chłopak, gdzieś dwa lata temu. Niby Thomas. Jego rodzice zginęli w okropnym wypadku. Dylan i Nath widzieli przemianę Sam, dlatego tu są. Nath przemienił się tydzień przed tobą.
   Wybiegłam z kuchni i popędziłam do oddziału szpitalnego. Nath spał jak zabity. Chciałam płakać. MÓJ CHŁOPAK ŻYJE! Miałam rzucić się mu w objęcia, ale zobaczyłam sterczącego nad nim Dylana.
   -Przepraszam. Już wychodzę.- powiedziałam.
   -Lepiej nie. Tylko ględzi o tobie.- mówił.- Zaczynam się już o niego martwić. Cały czas mówi, że cię zna...
   -Bo zna. Ja jego też.- odpowiedziałam.
   Przez jego minę zrozumiałam, że w życiu się tego nie spodziewał. Znał Natha jeszcze przed przemianą i na pewno wiedział, że ma dziewczynę.
   -Szczerze. Pamiętam ciebie. Tylko Nath mało o tobie mówił.- zerknął na niego. Spał jak zabity.- Inaczej wyobrażałem sobie wasze spotkanie po latach.
   -Wcale nie po lat...
   Przerwał mi Nath, który wyglądał na ledwo żywego. Obudził się.
   -Powiedz, że to tylko zły sen!- wrzasnął do Dylana.- Ja chcę prowadzić ze Sky normalne życie! Ożenić się z nią, mieć dzieci, zobaczyć siwiznę w jej włosach! Powiedz, że to sen!
   -Nath...- spojrzał na mnie, jakby wcześniej mnie to nie było.- Ja tu jestem, Nath. Kocham cię.
   Miał oczy w łzach. Jak on płakał ja płakałam.
   -Ja ciebie też.- odpowiedział.
   -Dobra chyba mnie już nie potrzebuje.- powiedział Dylan wychodząc.
   Przekręciłam oczami. Nachyliłam się i szepnęłam.
   -Zaśpiewasz mi jeszcze raz?- zapytałam.
   -Ale masz tu zostać do końca nocy. Chcę cię mieć przy sobie.- położyłam się obok.
   -Zanim zaczniesz. Możemy odpocząć od siebie. To wszytko mnie po prostu przerasta. Moi rodzice, siostra, a teraz się okazuje, że moja miłość życia jednak żyje.- westchnęłam.
   Nie wiem ile siedzieliśmy w ciszy, ale była ona przyjemna. Leżałam obok niego, a on obejmował mnie ramieniem. Mogłam słuchać bicia jego serca wiecznie.
   -Dla ciebie zrzeknę się nawet siebie.- powiedział.- Tylko błagam niech to nie trwa wiecznie. Chcę cię kochać, a ty mówisz, żebyśmy od siebie odpoczęli. To trochę boli. W dodatku nie wiedziałem, że to ty i na odwrót.
   -Okay.

środa, 1 kwietnia 2015

Rozdział 6

   Popłakałam się jak to pisałam ;-;

   Dokładnie trzy strzały. Nath wbiegł przede mnie. Chciałam się drzeć, ale zakrył mi usta ręką. Wyszedł z pokoju. Ręką pomachał, żebym wyszła. Wybiegłam z niego. W salonie leżeli martwi rodzice, a obok pół żywa Annie. Już biegłam do niej, kiedy na mojej drodze wyrósł jakiś człowiek w bronią w ręce. Odsunęłam się. Przede mną stanął Nath. Zresztą jak zawsze.
   Nic nie mów.- powiedział do mnie w głowie.- To chyba rząd.
   Niestety się nie mylił. Facet wycelował w Natha. Nic innego nie widziałam, tylko lufę wycelowaną w Natha. Podniósł ręce na znak poddania się. Facet nie zareagował. Czekaj... to on zastrzelił moich rodziców! Wyszłam zza Natha i wycelowałam w niego. Ale zanim wystrzelił w górę strzelił do Natha. Prosto w bok. Krzyknął tak głośno, że myślałam, że krzyczy tysiącu mężczyzn. Chciałam uciekać, ale Nath, Annie i ten facet. Leżał na podłodze i wił się z bólu. Podeszłam do niego, wzięłam jego pistolet i w niego wycelowałam.
   -Kim jesteś?- powiedziałam.
   Nigdy nie czułam takiej nienawiści do drugiej osoby. Na szczęście w pistolecie były jeszcze naboje.
   -Frank McGraffer z specjalnej grupy, która zajmuję się takimi jak wy.- nastąpiłam mu na gardło. Jęknął z bólu.- Jest was więcej niż myślicie. Eksperyment się nie powiódł...
   Przerwał, bo usłyszeliśmy przeraźliwy krzyk mojej siostry. Zmienia się, oczywiście jeśli przeżyje.
   -Ale mogę obiecać, ze będziecie tacy jak dawniej.- tym razem przerwał wrzask Natha. Przecież oni są postrzeleni.
   -Ostatnie pytanie. Gdzie jest wasza baza?
   -Na zachód stąd. Na granicy w Kanadą. Jest tam las, a w środku niego nasza baza.- powiedział.
   -Dziękuję.- powiedziałam i pociągnęłam za spust. Otwór w jego czaszce przyprawiał mnie o mdłości.
   Podbiegłam do Annie. Była cała we krwi.Zaczęłam płakać. Pogłaskała mnie po policzku. Pociągnęłam nosem.
   -Wszystko będzie dobrze.- powiedziałam.
   -Ty żyjesz.- wyszeptała. Czuję, że ją tracę.- Kocham cię.
   -Ja ciebie też.- odpowiedziałam tym samym cichym tonem.
   Była silniejsza ode mnie. Moja mała dwunastoletnia siostrzyczka. Już wcale nie taka mała. Nagle przestałam czuć jej oddech na skórze, nie czułam tętna, nie słyszałam jej malutkiego serca. Jej głowa opadła. NIE!
   Płakałam. Nath... też leżał we własnej kałuży krwi. Podniosłam go. Na jego twarzy znowu pojawił się ten krzywy uśmiech. Czekaj... ja nigdy nie widziałam go z uśmiechem na twarzy. Dobra później się tym zajmiemy.
   -Dasz radę lat...- przerwał mi pocałunkiem. Był delikatny i krótki. Nikt nie dał mi większej nadziei  Wyjęłam jego komórkę i zadzwoniłam do Sam. Odebrała od razu.
   -Halo?
   -Jesteśmy u mnie, Nath jest postrzelony, moja rodzina zamordowana i zabiłam jakiegoś kolesia. Przyjedź.
   Rozłączyła się. Słyszałam dudnienie krwi w moich uszach. Nath podpierał się na mnie i patrzył tym hipnotyzującym wzrokiem Nie chciałam na nic innego patrzeć. Jego oczy wyglądały, jakby je ktoś je narysował. Ten grafitowy kolor był piękny. Ja skądś go znałam. Tego blasku w oczach nie da się zapomnieć.
   Po paru minutach do domu wparowała Sam z Dylanem. Byli cali czerwoni. Kiedy Sam zobaczyła całego we krwi Natha prawie zemdlała. Wzięli go.
   -A ty? Mam całego HP na płycie. Jak przyjedziemy obejrzysz.- powiedział Dylan. Ciekawe skąd wie jak bardzo kocham HP.
   -Później przyjadę. Chcę wziąć parę rzeczy.- dopowiedziałam.
   Sam pokiwała głową i niechcący spojrzała na moją rodzinę. Zrobiła się zielona. Pokazała Dylanowi, że czas iść i wyszli. Poszłam do mojego pokoju. Zostały książki, ubrania i podręczniki szkolne. Wszystko co przydałoby się Annie. Na samą myśl o niej zaczęłam płakać. Wzięłam jakoś torbę i pakowałam ubrania i książki. Poszłam do pokoju Annie i wzięłam nasze zdjęcie. Założyłam torbę na plecy. Nie Sky nie rób tego! Ale zrobiłam.
   Wyskoczyłam z okna i zmieniłam się w ptaka. O dziwo torba wtopiła się w moje plecy. Poleciałam do bazy. Pewnie Dylan, Sam i Nath już są w  środku. Poszłam do studzienki i pojechałam na dół. Tym razem nie czekał na mnie komitet powitalny. Słyszałam tylko krzyki dochodzące zza kuchni. Pewnie tam jest szpital.
   Poszłam do siebie i się rozpakowałam. Znaczy rzuciłam rzeczy na łóżko i popędziłam w stronę krzyków. To był Nath. Leżał cały we łzach. To twoja wina.-mówił mi cichy głosik w głowie, ale nie należał do Natha.-Mogłaś tu zostać. Twoja rodzina też zginęła przez ciebie.
   Naprawdę czułam się winna. Nath leżał na łóżku, Sam siedziała obok niego trzymając go za rękę, a Dylan siedział na przeciwko i go "szył". Nath spojrzał na mnie. Krzyki ustały. Sam obejrzała się. Dylan oderwał się od pracy.
   Bałem się...- mówił.-że cię więcej nie zobaczę.
   Serce mnie od tego zabolało. Odwróciłam się i poszłam. Ktoś chwycił mnie za ramię, Sam.
   -Posłuchaj.- powiedziała.- On o niczym innym nie bredził. On krzyczał, bo cię ze sobą nie zabraliśmy. Bał się, że nie żyjesz.
   Odwróciłam się. Miała łzy w oczach.
   -To twoja wina. Ale Nath wyszeptał co zrobiłaś. Dzięki tobie możemy uderzyć ich prosto w serce.
   -Co?- spytałam.
   -Ruszasz na pierwszą misje.