niedziela, 28 czerwca 2015

Rozdział 15

   Najważniejsza notka ever!

   Noah odskoczył. Znowu zaatakowałam.
   Co się ze mną dzieję?!
   Chłopak powoli się ode mnie oddalał. Mówił coś, ale ja nic nie słyszałam. Czułam jak moje oczy się rozszerzają. Moje serce przyspieszyło. Czułam od niego strach. Teraz był tylko zwierzyną. 
   Tym razem użyłam telekinezy. Rzuciłam nim o blat kuchenny. Ryknął z bólu. A mój mózg opanowywało zwierze. Miałam chęć na niego. Chłopak sięgnął po coś do tyłu. Rzuciłam się na niego. Wystawił drugą rękę z płomieniami. Odepchnęłam ją telekinezą i powoli zaczęłam wykręcać. Widziałam, że ma już szkliste oczy. Pomalutku podeszłam do niego nadal wykręcając mu rękę. Nasze twarze dzieliły milimetry. Potem łapczywie ugryzłam go w szyję z chęcią wyrwania kawałku mięsa. 
   Wtedy wbił mi strzykawkę w ramię. Na ten dźwięk łamało mi się serce. Przestałam go gryźć. Usłyszałam jego płacz. Brzmiał jak krzyk i płacz tysiąca dzieci. Rozrywał serce. Szczególnie, że płakał przeze mnie. 
   Puściłam jego rękę. On płakał. Podniósł na mnie wzrok, ale ja go uniknęłam. Wybiegłam z jego domu i pobiegłam przed siebie. Jak mogłam mu to zrobić? Pomógł mi, a ja zaatakowałam. Chciałam go zabić.
   Po krótkim czasie zatrzymałam się. Przypomniałam sobie tekst kołysanki, którą śpiewała mi mama.

       Mój malutki śpij, śpij, śpij.
       Dzisiaj smoki przyśnią się ci
       I zabiorą do krainy snów,
       Gdzie będziesz szczęśliwym znów.

       Wtedy blada noc zamieni się
       W złoty dzień
       I każdy koszmar zniknie,
       A marzenia spełnią się.*

   Nawet nie zauważyłam kiedy zaczął padać deszcz. Otworzyłam usta i wpatrywałam się w niebo nade mną. Zamknęłam oczy. Nagle ktoś wziął mnie na ręce. Zobaczyłam te niebieskie oczy, które lśniły w łzach. Przytuliłam Noah'a. Jeszcze troszeczkę płakał. Przytulona do jego torsu zaczęłam płakać jak małe dziecko, jak wtedy, gdy "zmarł" Nath'a.
   -Cichutko maleńka.- szepnął mi do ucha.
   Wtedy usłyszeliśmy grzmot. Noah cały się spiął.
   - Przepraszam. - zaczął.- Za dużo spędziłem w kopalni.- potrząsnął głową i poszedł do domu.
   Bardzo długo szliśmy, co wzbudzały moje podejrzenia, że jednak pobiegłam bardzo daleko. Nie powinno go tu być. Zaatakowałam go, a on mi wybaczył i niósł mnie do swojego domu. Byłam wściekła na siebie za to kim byłam. Zsunęłam się z jego ramion na ziemię. Próbował mi pomóc, ale ja odtrąciłam jego rękę. Leżałam na mokrej ziemie łkając.
   O uszy obił mi się grzmot. Spojrzałam w górę na Noah'ego, który wpatrywał się w niebo za nim. Był przerażony. Powoli odwrócił wzrok na mnie.
   -Posłuchaj Sky. Błagam ogarnij się i pozwól mi cię zanieść do mnie. Ta burza się nasila. Blag...-przerwał, gdy spojrzał przed siebie.
   Odwróciłam się na drugi bok. Jakieś dwadzieścia metrów przede mną stał wilk. Za nim widziałam zarys domku. Byliśmy blisko, a jednocześnie daleko. Powoli wstałam i stanęłam obok Noah'ego.
   -Sky.- szepnął.
   Odwróciłam do niego głowę.
   -Teraz pada deszcz.- odezwał się tak samo cicho.- Ogień nic nie wskóra. Musisz użyć telekinezy. Dasz radę.
   Spojrzałam na wilka, który już powolnym krokiem zmierzał w naszym kierunku.
   -Zatkaj uszy.- szepnęłam.
   Sama nie wiedziałam co chciałam zrobić. Ale zrobił to co mu kazałam.
   Stanęłam twarzą w twarz z wilkiem. Zamknęłam oczy. Czułam duże, gorące krople deszczu na skórze, jak wiatr kołysał moimi włosami, jak trawa łaskotała moją skórę. Wyciągnęłam ręce przed siebie w stronę wilka i otworzyłam oczy.
   Wtedy stało się coś, co nawet ja nie umiałam wytłumaczyć.
   Drzewa z tyłu jakby zawyły i wiatr o mało mnie nie powalił. Wilk zatoczył się parę razy, a później pobiegł. Kruki leciały w jego stronę, ale nie pięć, tylko całe stada, jakie latały nad naszymi domami. Biegł desperacko, ale dogoniły go. Szarpały go. Widziałam krew. Podniosłam ręce trochę wyżej i ptaki poleciały do góry, a wraz ze sobą zabrały wilka. Ten jeszcze szarpał się w powietrzu, a później opadł na ziemię.
   Stanęłam jak wryta. Opuściłam ręce, a kruki odleciały. Noah stanął przede mną. Był cały mokry od deszczu. Szliśmy w ramie w ramie do domku. Wtedy to zauważyłam. Skrzywiał się cały czas z bólu. Nie.
   Weszliśmy do domu. Obok nas tworzyły się kałuże. Wszystkie rzeczy były porozwalane. Zmasakrowane. Przeze mnie. Usiadłam na podłodze. Noah obok mnie.
   -Czemu ty w ogóle mi pomagasz?- spytałam szeptem.
   Potrząsnął głową.
   -Każdy ma ataki.- powiedział ze spokojem.- Co jakieś trzy miesiące. Ale po podaniu "leku" uspokajamy się i wraca człowiek.
   -Lek?- spytałam zdziwiona.
   Przytaknął.
   -W bazach rozdają.- odpowiedział.- Nie myśl sobie, że nas jest mało. Fear'owie to 20% ludzkości. Nie jest nas tak mało. W każdym kraju jest oddzielna baza główna. Sky my tworzymy nowe społeczeństwo. Tam pod ziemią.
   Wskazał na podłogę.
   -Każda baza jest pod ziemią. Zapewne byłaś w jednej. Każdy "młody" Fear trafia albo do bazy, albo do agencji. Mam nadzieję, że trafiłaś do tego drugiego. Nie tak jak ja.- spojrzał na mnie.
   Wstał i podszedł do okna.
   -Spotkałaś osobę, która mnie wyzwoliła z agencji. Lea. Spotkałaś ją na stacji. Zadzwoniła do mnie, że w moim kierunku zmierza młody Fear. To byłaś ty. Jakby co to mamy bezpieczną linie, którą do siebie dzwonimy i przekazujemy informacje.- powiedział.
   Wtedy mnie olśniło. Baza. Tam może być Nath. Boże, muszę się do niego dostać.
   -Noah, gdzie jest najbliższa baza?- spytałam.
   Odwrócił się do mnie.
   -Dwa kilometry stąd.
   Moje serce stanęło.
   Tam jest Nath!
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przeczytałeś/aś? Pozostaw po sobie komentarz. To motywuje do dalszej pracy i cieszy :)
* Kawałek kołysanki mojej kochanej przyjaciółki XD
Przepraszam, że tak długo nic nie dodałam. Są dwa powody 1. Zakochałam się w 5sos i cały czas ich słuchałam i nie mogłam nic innego robić. 2. Moja wena umierała.
A teraz dziękuję za 3300 wyświetleń!
I ostatnie. Następny rozdział może pojawi się jutro lub we wtorek (wena się wykurowała), a później wyjeżdżam do zadupia bez internetu, więc na pewno nie będę miała jak napisać rozdziału, później jadę do Finlandii i do zobaczenia dopiero we wrześniu :(

wtorek, 2 czerwca 2015

Rozdział 14

   Deszcz nie przestawał padać. Po tym jak wyjechałam ze stacji jechałam cały czas prosto. Nie puszczałam rąk z kierownicy. Cały czas jechałam.
   Po długim czasie zegar w samochodzie wybił 7:00. Jechałam sześć godzin? Rozglądałam się za jakimś uboczem bez rowu, ale byłam cały czas w lesie.
   Zatrzymałam się na jakieś ścieżce. Tęskniłam za nim jak cholera. Chciałam go znaleźć. W życiu nie pragnęłam czegoś bardziej. Nie zastanawiając się ruszyłam w dalszą drogę.
   Nagle przede mną zmaterializowało się drzewo. Nie dałam rady zahamować. Ostro skręciłam. Bok walnął w drzewo roztrzaskując przednie siedzenie. Silnik zgasł. Drzwi się zablokowały. Szarpałam się chwilę, puki na moją rękę nie spadł płomyk ognia. Zgasiłam go rękom i wybiłam szybę łokciem. Piekła mnie od zetknięcia się ze szkłem. Wyskoczyłam z samochodu i popędziłam przed siebie.
   Po paru sekundach powaliła mnie eksplozja. Stoczyłam się do rowu. Walnęłam kamieniem w ranę. Krzyknęłam. Poczułam jak ostrze kamienia wbija mi się w nią. Otworzyła się.
    Potem poczułam jeszcze większy ból. Podniosłam głowę. Moja noga się paliła. Przeczołgałam się parę metrów i rękami zgasiłam ogień. Miałam okropne popatrzenia. Przeszukałam wzrokiem okolice. Obok mnie leżał duży i gruby patyk. Wzięłam go i się podniosłam, ale nie stałam długo. Noga nie wytrzymała mojego ciężaru. Z rany sączyła się krew. Oderwałam kawałek koszulki. Żałowałam, że nie założyłam podkoszulki, którą wczoraj wciskał mi Alec. Owinęłam ją ranę. Znowu ból. Dotknęłam poparzeń. Cholera.
   Przeczołgałam się do pobliskiego drzewa. Oparłam się o nie i patrzyłam jak ogień walczy z lasem. Miałam dość. Jeszcze dwa miesiące temu nie pomyślałabym, że tak wyglądałoby moje życie. Chciałam płakać. Nie dość, że straciłam rodzinę, miłość, siebie. Straciłam wszystko przez chorobę zwaną "Fear".
   Powoli umierałam. Nie mogłam nic zrobić. Byłam zależną komórką, która nie umiała sobie poradzić. Tak miałam zginąć? Przez ogień? Coś co kiedyś uważałam za siłę? Jeśli tak chciał los niech tak zrobi. Chciałam zginąć przez ogień. Zawsze.
   Zamknęłam oczy.
   - This is not the end of me, this is the beginnig.- słowa same ze mnie wyciekły. Pamiętam je.
   Teraz już czekałam na śmierć.
   Przez mgłę zobaczyłam nadciągający samochód. Terenówka. Zatrzymała się przy mnie. Nie miałam sił, żeby krzyknąć. W samochodu wyszedł chłopak. Miał czarne włosy. Oczu nie widziałam. Rozejrzał się dookoła, aż wzrokiem wypatrzył mnie. Przybiegł do mnie. Popatrzył mi w oczy. Płakałam.
    I wtedy zauważyłam coś dziwnego. Miał pofarbowane włosy na czarne. U nasady miał blond. Pofarbował je na szybko. Fear.
   Podniósł mnie i usadowił na miejscu pasażera. Automatycznie przypomniał mi się wypadek, który nastał pół godziny temu. Zamknęłam oczy. Czułam, że umarłam.

   Znowu ten sen. Bieg, las i przepaść. Jakby zwiastował moją śmierć.
   Lekko otworzyłam oczy. Leżałam na balkonie. W hamaku. Miałam przyłożony zimny okład do czoła. Powoli się podniosłam. Byłam w lesie.
   Nagle drzwi się otworzyły. Stanął w nich chłopak. Niewiele starszy ode mnie. Był Fear'em. Miał bluzkę z krótkim rękawkiem. Pióra jastrzębia robiły wrażenie. Uśmiechnął się. Podszedł do mnie i usiadł na stołku obok moich nóg. Miał w ręku miskę z zieloną mazią. Nałożył trochę na rękę i rozmasował na popatrzeniach. Piekło, ale tylko trochę. Wcierał to na całej długości poparzeń omijając ranę.
   Było ciepło. Nie miałam na sobie kurtki. Tylko podarta bluzka i spodnie, które nie nadawały się do niczego. Potarłam rękami twarz. Czułam się wycieńczona.
   Chłopak spojrzał na mnie. Uśmiechnął się blado.
   -Jestem Noah Scheer.- powiedział.- Nie musisz nic mówić. Wiem, że przeżyłaś szok.- dalej smarował moją nogę maściom.- Musisz tu trochę posiedzieć. Może nie wiesz, ale z oparzeniami to też jest krucho.- zakaszlał.
   Przechyliłam głowę.
   -Mam problem z płucami.- znowu kaszlnął.- Za dużo pracowałem w kopalni.- spojrzał na mnie.- Mam dwadzieścia dwa lata. Trzy lata w kopalni. Harowałem czasami po dwadzieścia godzin dziennie. Za ojca. Odbiło się to na moich płucach.
    Wstał. Wziął miskę i podszedł do mnie.
    -A wyjawisz mi swoje imię, kochana?- zapytał.
    -Sky. Sky Black. - odpowiedziałam. Spojrzałam na niego z pytaniem w oczach. Czułam, że już rozumiemy się bez słów.
    -Kochana. Staniesz na nogi. Rana się już goi. Z poparzeniami jest kiepsko, ale będziesz dała radę chodzić. Jakbyś czegoś potrzebowała zawołaj, znaczy zapukaj w szybę.
    Wskazał na okno po mojej lewej. Uśmiechnął się i wszedł do domu. Zapukałam w okno. Podwinął żaluzje. Wziął notes i coś zabazgrał. Czego kohan kochana potrzebujesz?
    Pokazałam jakbym chciała się napić. W jednej ręce pokazywał butelkę wody, a w drugiej cole. Wskazałam to drugie. Uśmiechnął się. Wziął szklankę i poszedł do mnie. Otworzył drzwi i kopniakiem je zamknął. Usiadł na stołku. Nalał coli do szklanki i mi ją podał. Piłam małymi łyczkami.
    Oparł głowę o ręce i zaczął mnie "skanować". Wyglądałam jak pobojowisko. Prawie spalone dżinsy do tego z ogromną plamą krwi na piszczelu. Były potarte od... wielu czynników. Bluzka była podarta i miała oderwany spory kawałek na boku odsłaniający ogromny obszar nagiej skóry. Buty były całe ubłocone i zwęglone. Włosy potargane. Jedyne co wyglądało w miarę przyzwoicie to moja twarz. Noah ją umył.
   -Musisz się przebrać.- przerwał moje myśli.- Moja siostra była w twoim wieku jak... jak... zapewne rozumiesz. Choć ze mną.
   Pomógł mi wstać i później dojść do pokoju jego siostry. Pokazał mi szafę i wyszedł.
   Jego siostra była trochę wyższa ode mnie. Wzięłam dżinsy z dziurami na kolanach pierwszą bluzkę jaką znalazłam. Była biała i napis We are stupid people. Miałam podobną, tylko, że zieloną. Zobaczyłam trampki leżące obok łóżka. Założyłam je. Tęskniłam za trampkami
   Przebrana wyszłam z pokoju. Noah stał w frontowych drzwiach. Patrzył w dal. Podeszłam cicho do niego, ale odwrócił się. Pewnie dlatego, że kulałam.
   -Wyglądasz jak ona.- założył zabłąkany kosmyk włosów z mojej twarzy za ucho.- Czuj się jak u siebie.
   Odwrócił się znowu w stronę lasu i usiadł na podłodze. Powoli odeszłam od niego. Wtedy coś się stało.
   Czułam jak moje zmysły się wyostrzają. Czułam jego zapach. Miły, zachęcający i... smakowity. uszy wyłapywały najmniejsze dźwięki. Słyszałam jego oddech, przyspieszone bicie serca. Chciałam zaatakować.
   Noah spojrzał na mnie przez ramię. Gdy zobaczył, że klęczę i wpatruję się w niego, jak w zwierzynę stanął jak oparzony.
   Wyciągnął jedną rękę do przodu. Druga się zapaliła. Ogień lizał jego skórę. Nie cofnęłam się.
   -Sky, uspokój się.-powiedział, a ogień robił się coraz większy.
   Nie słuchałam go.
   Zaatakowałam.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przeczytałeś/aś? Pozostaw po sobie komentarz. To motywuje do dalszej pracy i cieszy :)
Nie jestem z tego rozdziału zadowolona :/ Podobał się?

Rozdział 13

   Jak chcieliście tak zrobiłam ^^

    Nóż iskrzył milionem barw. Światło odbijało się od niego. Lśnił jak słońce. Patrzyłam oszołomiona. Alec, którego tak dobrze znam chce mnie zabić. Chciałam krzyczeć, płakać. Moje uczucia były jak wiatr. Zmienne i gwałtowne.
   Przyłożyła nóż do mojej szyi. Spojrzał na mnie z tęsknotą.
   -Nie musisz mnie oszukiwać Sky.- pamiętał.- Może nie pamiętasz, ale byliśmy wspaniałą parą. - uśmiechnął się.- Pewnego dnia Hoyt zjawił się w szkoły.- nigdy nie nazwał go Nath. to zawsze musiał być Hoyt.- Zerwałaś ze mną. Na początku myślałem, że chcesz ode mnie odpocząć. Ale kiedy poszliśmy do kawiarni. Przy stole obok siedział Hoyt. Widziałem jak patrzyłaś na mnie i na Hoyt'a. Zakochałaś się w dwóch chłopakach naraz. Oczywiście przegrałem, a jak?- W jego oczach siedziała śmierć, która chciała mnie zabić.- Tydzień później poszedłem do Hoyt'a, żebyśmy sobie parę rzeczy wyjaśnili. Jego matka powiedziała, że siedzi na dachu. Siedziałaś z nim i do tego się całowaliście. Nie widzieliście mnie, ale ja was tak. Złamałaś mnie, Sky. Cieszysz się?
   Leżałam w otwartą buzią. Wreszcie oprzytomniałam. Zdradziłam Nath'a. Chciałam płakać. Co ja zrobiłam? Chciałam coś powiedzieć, ale poczułam ciepłą ciecz na szyi. Krew. Zamknęłam oczy. Pamiętałam jedną rzecz o Alec'u. On nigdy nie przegrywa. Jako dzieci i nastolatki biliśmy się. On zawsze był silniejszy. Jeśli zacznę z nim walczyć, przegram. Chyba, że...
   Zaczęłam się szarpać, ale nóż był milimetr głębiej. Przestałam. Łzy napłynęły mi do oczu. Pamiętaj, mówiłam sobie. Raz a dobrze.
   Uśmiech pojawił się na jego twarzy, ale nie potrwa długo.
   Wyrwałam rękę z jego uścisku i walnęłam go w twarz. Poleciał aż do drzwi. Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie zdążył zareagować. Powolnym krokiem podeszłam do niego. Na mojej twarzy nie było współczucia, tylko gniew. Jednym susem podniósł się. Ja nie wymiękam. Z rykiem popędził w moją stronę. W ręku miał nóż. Wyminęłam go i walnęłam go w bok. Nawet nie drgnął. Nóż trzymał pewniej. Przełknęłam ślinę. Poczułam jeszcze więcej krwi na szyi. Rzuciłam się na niego. Głową walnęłam w jego brzuch. Walnął mnie kolanem w pierś. Odskoczyłam na bok. Z całej siły przywalił mi w twarz pięścią. Otarłam ręką nos. Była cała we krwi. Moja ręka poleciała do góry. Alec wystrzelił do tyłu i wpadł na regał, który załamał się pod wpływem uderzenia. Wyglądał na nieprzytomnego. Ale pozory mylą.
   Stanęłam nad nim. Kucnęłam. Przypomniała mi się noc w jego warsztacie. Ale teraz już nic do niego nie czuję. Delikatnie dotknęłam jego policzka. Chwycił mnie za nadgarstek, a drugą ręką dźgnął mnie w piszczel. Wstałam. Krew zrobiła już ślad na moich dżinsach. Spojrzałam na niego. Na jego brzuchu była krew i wystający kawałek szkła wielkości mojej ręki, a pewnie miał jeszcze trochę go w środku. Czułam jak żółć podchodzi mi do gardła. Niestety nie czułam współczucia.  Uśmiechnął się.
   -Ale ja nigdy nie przestałem ciebie kochać.- powiedział. Z ust zaczęła lecieć mu krew.
   Odwróciłam się. Chciałam wymiotować.  Noga bolała mnie jak ogień. Stanęłam na skraju salony i spojrzałam na niego.
   -Żałuję, że wtedy powiedziałam tak.- odpowiedziałam.
   Gdybym nie zgodziła się zostać jego dziewczyną. Gdybym nie zgubiła Nath'a. Gdybym miała odwagę powiedzieć "nie".
   Teraz świat musi oglądać słońce bez niego.
   Chciałam wybiec, ale noga mi nie pozwala. Powoli szłam do drzwi. Przy nich stała szafka. Kluczyki. Wzięłam je i wyszłam zatrzaskując drzwi. Kiedy zeszłam z ganku zaczęłam płakać. Alec był moim przyjacielem i pozwoliłam mu umrzeć.
   Deszcz nadal padał. Wiatr zawył. Czułam jak opuszczała mnie energia. Weszłam do samochodu. Miał niezłego jeepa. Położyłam ręce na kierownicy. Wyznacz cel, mówił cichy głosik w mojej głowie..
   -Cel.- burknęłam. To najmniejsze moje zmartwienie. Trzeba znaleźć jakieś schronienie i zostaje jeszcze kwestia nogi.
***
   Siedziałam w samochodzie. Deszcz lał jak nigdy. Obserwowałam jak jakiś facet tankował samochód. Właśnie. Paliwo się skończyło. 
   Co prawda jeździłam tylko cztery godziny, ale trzy zajęło mi wyjechanie z lasu, a pozostała godzina na znalezienie stacji benzynowej. Do puki silnik nie zgasł siedziałam przu grzejniku. Teraz to nawet niedźwiedź by zmarzł. Bluzę miałam owiniętą na nodze. Każdy może wejść i zobaczyć kim jestem. Cała ręka w piórach wzbudzi czyjeś zaniepokojonie i wezwie gliny. Ale narazie się nie przejmowałam. Leżałam i udawałam martwą. 
   Byłam na stacji benzymowej w lesie. Alec mieszkał tak, że trzeba jechać dosłownie przez las, żeby wjechać na ulicę. Oprócz leżącego na ławce starca, kasjerki w sklepie i faceta tankującego samochód nie było nikogo. Co jakiś czas sarna przebiegnie w oddali. Radio na stacji leciało na maxma, że nawet ja słyszałam. 
   Zaburczał mi brzuch. Ile nie jadłam? Dziesięć godzin? Spojrzałam na zegarek. Pięć po pierwszej w nocy. Dlatego tu tak mało ludzi.
   Podniosłam się w tylnego siedzenia i usadowiłam się za kierownicą. Zajrzałam do schowka w drzwiach. Tylko mapy i płyty U2. W drugim była puszka po coli i torebka foliowa. W schowku przy siedzeniu pasażera było dwadzieścia dolców, które miały mi dać kilka bułek i dietetyczną butelkę coli. 
   Na brzegu jednego z banknotów był kawałek jesno różowej szminki. Dałam mu pieniądze na obiad. Pocałowałam pieniądze. To brzmi dziwnie. Teraz kurtka. 
   Zwykle trzymał ją za fotelem, albo na tylnym siedzeniu. Spojrzałam na tylne siedzenie. A więc to była moja poduszka.Wzięłam kurtkę i nałożyłam na siebie. Pachniała gumą balonową i potem. To nie kurtka Alec'a. Tylko Nath'a. Alec pachniał spaghetti, a nie gumą balonową jak Nath. Skąd on ją miał? 
   Nie myśląc więcej o tym wyszłam z samochodu o biegiem weszłam do sklepu. Dopiero teraz dobiegł mnie dźwięk Little Talks. Kasjerka bawiła się w perkusistę mentos'ami. 
   Podeszłam do działu w pieczywem. Zapakowałam kilka bułek, wzięłam colę i podeszłam do lady. Z przyzwyczajenia położyłam prawą rękę na ladzie. Od razu schowałam ją do kieszeni.
   - Nie musisz się ukrywać. -powiedziała kasjerka. 
   Spojrzałam na nią. Pokazała prawą rękę. Spod rękawa wystawały małe koliberskie piórka. 
   - Ja też jestem Fear'em.- uśmiechnęła się, ale od razu spowarzniała. -Zaraz przyniosę ci apteczkę. Kulejesz moja droga.-powiedziała jak szła na zaplecze. 
   To prawda. Kulałam. Spryciara. Przyszła chwilę później.
   -Choć tutaj.
   Podeszłam za ladę. Było tam małe krzesło. Usiadłam na nim. Dziewczyna wzięła sobie krzesło i mi na podparcie nogi. Odwiązała bluzę, która była już przesiąknięta krwią i wyrzuciła ją do śmieci. 
   - Jestem Lea.- powiedziała. -Chciałam do ciebie wyjść, ale się powstrzymałam. Siedziałaś w samochodzie ponad dwie godziny z czego pół z zapalonym silnikiem.
   Uśmiechnęłam się. 
   - Sky.- odpowiedziałam. -A ty bawiłaś się w perkusistę mentos'ami. 
   Zaśmiałyśmy się. Wbiła igłę w moją skórę. Stłumiłam krzyk. Zaczęła zszywać rane. Kiedy skończyła założyła mi opatrunek. Pomogła mi stanąć. Lea była po czterdziestce, ale polubiłam ją. 
   - To mój telefon.- wcisnęła mi wizytówkę do ręki. -Zatankuj. Weź jedzenie i uciekaj. 
   Spojrzałam na swoją dłoń. Otworzyłam usta, ale Lea odezwała się pierwsza. 
   - Jesteś ściagana.-powiedziała. -Daję ci to, ponieważ powinniśmy sobie pomagać. Mojego syna zabili, ponieważ umiał kontrolować energię elektryczną. Przypominasz mi go. Też miał zielone oczy.
   Włożyła colę i bułki do torebki. 
   - Jesteś dobrym człowiekiem. -już miałam zaprzeczyć, ale uciszyła mnie gestem ręki. - Umiem czytać myśli. Każdy z nas coś utracił i zyskał. Ty zyskałaś dobre serce i nie oszykuj mnie. Już jedz. Znajdź go. On zapewno cię kocha.
   Kłusem wybiegłam ze sklepu. Lea wybiegłam tuż za mną. Pomogła mi dopchać samochód. Zatankowałam i usiadłam za kółkiem. Poczułam mrowienie w palcach. Ręce mi się trzęsły. Powolo włożyłam klucze do stacyjki. Pomachałam Lea'i i wyjechałam ze stacji. 
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przeczytałeś/aś? Pozostaw po sobie komentarz. To motywuje do dalszej pracy i cieszy :)
Pierwszy w historii rozdział, który nie kończy się kompletną niewiadomą XD