Biało, wszędzie biało.
Wrzeszczałam na całe gardło. Ból w prawej ręce rozciągał się na całej szerokości. Myślałam, że ktoś mnie postrzelił ale się myliłam. Ból był potworny jakby ktoś zrywał mi skórę żywcem. Dawno już straciłam głos ale dalej wrzeszczałam. Tata biegł razem ze szpitalnym łóżkiem. Czułam na sobie miliardy spojrzeń, może tak było.
Mama i Annie zostały w poczekalni tylko tata był ze mną. Kochał mnie. Zresztą jak one ale on mnie najbardziej. Próbowałam się do niego uśmiechnąć ale za bardzo mnie bolało. Wziął mnie za lewą rękę i mocno ścisnął.
-Kocham Cię- powiedział.
Na chwilę się uspokoiłam ale ból cały czas narastał.
-Ja ciebie...-próbowałam wykrztusić.-też, tato.
Jedna z lekarek uroniła łzę. Nie wiem co miała na myśli, że ktoś tak młody umiera czy przez tą scenę przed chwilą. Stanęliśmy. Ból cały czas narastał. Podszedł do nas człowiek w masce na twarzy. Widział, że płakałam.
-Do izolatki- powiedział.
Oderwali ode mnie tatę. Chciałam wrzeszczeć ale nie mogłam. Patrzyłam jak rzucał się, żeby zostać ze mną jeszcze chwilę. Ale nie mógł.
Wieźli mnie przez jakiś korytarz ale był obłożony plastikową folią. Ci lekarze, którzy mnie wieźli od kiedy przyjechałam dali mnie w ręce ludzi w maskach na twarzach. Chciałam się skulić ale nogi i ręce miałam unieruchomione. Przede mną wyrosła ogromna zasłona z foli. Musnęła mi twarz. Postawili moje łóżko pośrodku sali. Była naprawdę mała. Byłam sama w tej cholernej sali.
Nie wiem jak długo czekałam, aż wypuszczą moje ręce i nogi. Kobieta, która to robiła patrzyła na mnie jak na potwora, może nim byłam chociaż trudno było powiedzieć cokolwiek o niej miała na sobie maskę jak wszyscy, którzy tu weszli. Zanim zdążyłam zareagować wstrzyknęła mi coś do szyji. Sparaliżowała mnie. Głowa mi opadła jak powieki. Byłam drętwa. Próbowałam krzyczeć ale nie wydobywał się ze mnie żaden dźwięk.
Usłyszałam szloch mamy i Annie. Nie mogłam na nich spojrzeć, powiedzieć, że żyję. Chciałam płakać ale też nie mogłam tego zrobić. Unieruchomili mnie.
- Niestety nie dało się jej uratować- powiedziała kobieta, która mi to coś wstrzyknęła.- Moje kondolencje.
Nawet nie spytali dlaczego nie żyję. Chciałam płakać.
Oni coś u mnie wykryli, myślałam. Mam jakoś ekstremalną chorobę i musieli im powiedzieć, że nie żyję. Tata walnął w ścianę. Próbowałam coś zrobić ale po prostu nie mogłam. Chciałam krzyczeć.
-Przykro mi ale musicie już opuścić swoją zmarłą córkę- powiedziała ta przeklęta kobieta. - Jest już w lepszym świecie- Laboratorium, dokończyłam w myślach.
Za kogo ona się miała?!
Przez to całe zamieszanie nie zauważyłam, że od długiego czasu nie boli mnie ręka. Odzyskiwałam czucie w rękach, nogach i innych częściach ciała.
Usiadłam na łóżku. Włożyłam twarz w dłonie. Zaczęłam płakać. Otarłam łzy zewnętrzną stroną dłoni. Łaskotała mnie. Wyciągnęłam rękę przed siebie. Prawie krzyknęłam z przerażenia.
Miałam całą zewnętrzną stronę ręki w piórach aż znikały przy szyji i palcach. Moja prawa ręka była w piórach, w piórach!!!
Opadłam na łóżko. Wystawiłam prawą rękę do góry. Kolor piór był między czarny i granatowy albo fioletowy. Były piękne. Chciałam płakać. Oni mi to zrobili albo nie...
Byłam potworem, którego się bałam.
Wrzeszczałam na całe gardło. Ból w prawej ręce rozciągał się na całej szerokości. Myślałam, że ktoś mnie postrzelił ale się myliłam. Ból był potworny jakby ktoś zrywał mi skórę żywcem. Dawno już straciłam głos ale dalej wrzeszczałam. Tata biegł razem ze szpitalnym łóżkiem. Czułam na sobie miliardy spojrzeń, może tak było.
Mama i Annie zostały w poczekalni tylko tata był ze mną. Kochał mnie. Zresztą jak one ale on mnie najbardziej. Próbowałam się do niego uśmiechnąć ale za bardzo mnie bolało. Wziął mnie za lewą rękę i mocno ścisnął.
-Kocham Cię- powiedział.
Na chwilę się uspokoiłam ale ból cały czas narastał.
-Ja ciebie...-próbowałam wykrztusić.-też, tato.
Jedna z lekarek uroniła łzę. Nie wiem co miała na myśli, że ktoś tak młody umiera czy przez tą scenę przed chwilą. Stanęliśmy. Ból cały czas narastał. Podszedł do nas człowiek w masce na twarzy. Widział, że płakałam.
-Do izolatki- powiedział.
Oderwali ode mnie tatę. Chciałam wrzeszczeć ale nie mogłam. Patrzyłam jak rzucał się, żeby zostać ze mną jeszcze chwilę. Ale nie mógł.
Wieźli mnie przez jakiś korytarz ale był obłożony plastikową folią. Ci lekarze, którzy mnie wieźli od kiedy przyjechałam dali mnie w ręce ludzi w maskach na twarzach. Chciałam się skulić ale nogi i ręce miałam unieruchomione. Przede mną wyrosła ogromna zasłona z foli. Musnęła mi twarz. Postawili moje łóżko pośrodku sali. Była naprawdę mała. Byłam sama w tej cholernej sali.
Nie wiem jak długo czekałam, aż wypuszczą moje ręce i nogi. Kobieta, która to robiła patrzyła na mnie jak na potwora, może nim byłam chociaż trudno było powiedzieć cokolwiek o niej miała na sobie maskę jak wszyscy, którzy tu weszli. Zanim zdążyłam zareagować wstrzyknęła mi coś do szyji. Sparaliżowała mnie. Głowa mi opadła jak powieki. Byłam drętwa. Próbowałam krzyczeć ale nie wydobywał się ze mnie żaden dźwięk.
Usłyszałam szloch mamy i Annie. Nie mogłam na nich spojrzeć, powiedzieć, że żyję. Chciałam płakać ale też nie mogłam tego zrobić. Unieruchomili mnie.
- Niestety nie dało się jej uratować- powiedziała kobieta, która mi to coś wstrzyknęła.- Moje kondolencje.
Nawet nie spytali dlaczego nie żyję. Chciałam płakać.
Oni coś u mnie wykryli, myślałam. Mam jakoś ekstremalną chorobę i musieli im powiedzieć, że nie żyję. Tata walnął w ścianę. Próbowałam coś zrobić ale po prostu nie mogłam. Chciałam krzyczeć.
-Przykro mi ale musicie już opuścić swoją zmarłą córkę- powiedziała ta przeklęta kobieta. - Jest już w lepszym świecie- Laboratorium, dokończyłam w myślach.
Za kogo ona się miała?!
Przez to całe zamieszanie nie zauważyłam, że od długiego czasu nie boli mnie ręka. Odzyskiwałam czucie w rękach, nogach i innych częściach ciała.
Usiadłam na łóżku. Włożyłam twarz w dłonie. Zaczęłam płakać. Otarłam łzy zewnętrzną stroną dłoni. Łaskotała mnie. Wyciągnęłam rękę przed siebie. Prawie krzyknęłam z przerażenia.
Miałam całą zewnętrzną stronę ręki w piórach aż znikały przy szyji i palcach. Moja prawa ręka była w piórach, w piórach!!!
Opadłam na łóżko. Wystawiłam prawą rękę do góry. Kolor piór był między czarny i granatowy albo fioletowy. Były piękne. Chciałam płakać. Oni mi to zrobili albo nie...
Byłam potworem, którego się bałam.
***
Pozwolili mi wstać. Przez cały czas chciałam krzyczeć, płakać i błagać żeby mnie wypuścili. Czekałam na śmierć w tej małej salce. W ciągu dwóch dni miałam już z dziesięć testów, eksperymentów i innych. Moje życie zamieniło się w koszmar, a ja nie umiałam tego zmienić.
Położyłam się na łóżku. Włączyłam radio. Leciało Forever Young. Odprężyłam się. Zamknęłam oczy i chciałam zasnąć.
Ktoś wziął mnie za rękę. Otworzyłam oczy. To był chłopak chyba w moim wieku. Miał czarne włosy, brązowe oczy i... po prostu był naprawdę przystojny. Był umięśniony. Widać , że długo ćwiczył. Patrzył na mnie przerażonym wzrokiem.
-O matko...- powiedział.- Co oni ci zrobili?
Odpiął ode mnie wszystkie urządzenia i usiadł obok. Głośno przełknęłam ślinę.
- Jestem Nathan. Chcę ci pomóc.- powiedział.
W jego oczach była prawda, nie kłamał.
-Spokojnie. Zabiorę Cię stąd.
Wyciągnął do mnie rękę, prawą rękę. Miał ją całą w piórach ale orlich. Były piękne. Zanim zdążył zareagować już ich dotknęłam. Były miękkie w dotyku jakby codziennie je pielęgnował. Popatrzył na mnie. Wziął moją twarz w dłonie.
-Sky musimy iść- powiedział.
Wstałam z łóżka. Trzymał mnie za rękę. Biegłam za nim szczerze mówić nie wiedziałam dokąd zmierzamy. Ku nowej rzeczywistości? Życiu? Nie obchodziło mnie to, chciałam być wolna jak on chociaż on też był potworem.
Dużo błędów interpunkcyjnych. Pomysł dobry, kontynuuj pisanie. :)
OdpowiedzUsuńWiem jestem okropna z polaka XD i dziękuję mam nadzieję, że następnym rozdziałem jeszcze bardziej zachęcę cię do czytania
UsuńOMG super *.* Zaciekawiłaś mnie i to bardzo :D Czekam na kolejny rozdział <3
OdpowiedzUsuńDziękuję i mam nadzieję, że dam radę jutro napisać drugi ;)
UsuńDużo błędów ortograficznych i interpunkcyjnych. Jeśli tego nie poprawisz, to bd razić to w oczy i bd mieć mniej czytelników :/
OdpowiedzUsuń