-Zabierz mnie tam.- powiedziałam.
Spojrzał na mnie jak na wariatkę. Wstałam, a on podszedł do mnie.
-Po co ty chcesz tam jechać?- zapytał. - Nie możemy tam pojechać samochodem. Po drodze jest jezioro, więc droga zajmie cały dzień. Do tego nie wiadomo czy nas wpuszczą.
Spuściłam głowę. Niby mam odpuścić? Tam może być Nath.
-Wiem, co się stało w mieście.- powiedział. Położył mi ręce na ramiona.- Była tam jedna z baz. Agencja ich namierzyła. I słuch po nich zaginął. Dlatego wszędzie chodzimy nocą, żeby nie wzbudzać podejrzeń i, żeby nas nie zamierzyli.
Spojrzałam na okno za nim.
-Ja byłam w tej bazie.- szepnęłam.
Otworzył szerzej oczy i powoli się ode mnie odsunął.
-Nie byłam w bazie podczas wybuchu, ale znałam ich wszystkich. Była tam siostra mojego chłopaka, z którym później trafiłam do bazy. Uciekliśmy, ale w lesie rozdzielili nas i... i...- nie dałam rady tego powiedzieć.
Powoli łzy napływały mi do oczu. Gdyby Nath nie żył chyba rzuciłabym się z urwiska.
Oplotły mnie ramiona Noah'a. Pogłaskał mnie po głowie szepcząc uspokajające słówka.
I tak mniej więcej minął cały dzień. Ja siedziałam na "moim" hamaku i patrzyłam w dal.
Oplotły mnie ramiona Noah'a. Pogłaskał mnie po głowie szepcząc uspokajające słówka.
I tak mniej więcej minął cały dzień. Ja siedziałam na "moim" hamaku i patrzyłam w dal.
***
Każdy kiedyś się zakocha. To chyba nieuniknione, ale dlaczego musimy tak cierpieć?
Noah powiadomił bazę, że przyjdziemy za dwa dni i czekali z zamknięciem drzwi. Jak zwykle siedziałam na hamaku i patrzyłam w las i na polane, na której zginął tam ten wilk. Noah wyszedł z domu i usiadł obok mnie, przez co hamak trochę się rozbujał. Spojrzałam na niego. Miał butelkę coli w ręku i chciał mi ją podać. Wypiłam łyka i oddałam mu butelkę.
-Zastanawia mnie jedno.-powiedział bardziej sam do siebie, ale słuchałam.- Jak przywołałaś te ptaki? W bazie powinni cię zbadać. Masz telekinezę, ale nie masz niczego związanego ze zwierzętami.-zakaszlał.
Spojrzałam na niego krzywo, a ten jak na zawołanie się odwrócił.
-Pracowałeś więcej niż trzy lata.-powiedziałam.
Spuścił wzrok na dłonie.
-Sześć lat. Podszywałem się pod ojca i pracowałem jeszcze jak byłem szesnastolatkiem. Ojciec zmarł jak miałem osiemnaście, a musiałem jeszcze odpłacić zaległe rachunki. Takie nasze życie Sky.-zakaszlał.-Nic nie jest za darmo, nawet miłość, bo trzeba się dla niej poświęcić.
Chwile siedzieliśmy w ciszy, bo nadal nie mogłam uwierzyć w to, co powiedział. Każdy z nas coś stracił, a on nawet zdrowie. To prawda wiele Fearów ginie lub nie przeżywa przemiany, ale nie jesteśmy wobec tego obojętni. Próbujemy ich pomścić i dać nauczkę tym, którzy za tym stoją, że z nami nie wolno pogrywać, a przynajmniej tak mi to tłumaczył Nath. Bo nigdy nie wolno się poddać.
-Jutro ruszamy do głównej bazy.-powiedział.-Lepiej się przygotuj.-Spojrzał na mnie.-Już nie dadzą ci latać.
I poszedł do swojego pokoju trzaskając drzwiami. Westchnęłam i wyszłam przed dom. Powietrze pachniało śmiercią i zagładą. Podbiegłam kawałek i wzleciałam do góry marząc, żeby nigdy nie przestać latać. Paroma trzepotami skrzydeł wzleciałam ponad drzewa i popędziłam przed siebie.W około było mnóstwo drzew i gór i gigantyczne jezioro. Dom Noah był w jednej z niewielu kotlin wśród tych zdradliwych gór. Były poszarpane, a na ich szczytach był śnieg. Tylko sosny i świerki były w lesie ciągnącym się aż po same hale na zboczach. Z wyostrzonym wzrokiem widziałam pojedyncze zwierzęta w lesie, jak dosyć duża grupa jeleni biegnących po łące, ponieważ goniły je stado wilków. Z góry wyglądało to majestatycznie. Można było obserwować każdy ruch stada z wielką dokładnością.
Dosyć szybko doleciałam do jeziora, które mieliśmy przemierzyć idąc do bazy. Wylądowałam przy brzegu i stanęłam już jako człowiek. Trochę dziwnie było mi kroczyć po kamienistej plaży, bo przyzwyczaiłam się do piasku. Powolnym krokiem podeszłam do lustra jeziora i wpatrywałam się w wodę i życie w niej. Małe rybki pływały przy samej powierzchni cały czas nie mogąc wyłapać owadów, które się na niej unosiły.
Leniwie podniosłam wzrok i spojrzałam na przeciwległy brzeg. Siedziała na nim postać z twarzą w dłoniach. Ewidentnie płakał. Poznałabym ją wszędzie nawet w tych brudnych ubraniach.
Nie mogłam się powstrzymać, żeby krzyknąć z całych sił:
-NATH!!!!!!!!!!!!!!!
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przeczytałeś/aś? Pozostaw po sobie komentarz. To motywuje do dalszej pracy i cieszy :)
Wiem krótki, ale mam nadzieję, że wam się spodoba XD Zapraszam na mój drugi blog -> maggie-cooper.blogspot.com będę wdzięczna za byle jaki kom :) I dziękuję za 4000 wyświetleń!!!
Mortal Hunter
Spojrzałam na niego krzywo, a ten jak na zawołanie się odwrócił.
-Pracowałeś więcej niż trzy lata.-powiedziałam.
Spuścił wzrok na dłonie.
-Sześć lat. Podszywałem się pod ojca i pracowałem jeszcze jak byłem szesnastolatkiem. Ojciec zmarł jak miałem osiemnaście, a musiałem jeszcze odpłacić zaległe rachunki. Takie nasze życie Sky.-zakaszlał.-Nic nie jest za darmo, nawet miłość, bo trzeba się dla niej poświęcić.
Chwile siedzieliśmy w ciszy, bo nadal nie mogłam uwierzyć w to, co powiedział. Każdy z nas coś stracił, a on nawet zdrowie. To prawda wiele Fearów ginie lub nie przeżywa przemiany, ale nie jesteśmy wobec tego obojętni. Próbujemy ich pomścić i dać nauczkę tym, którzy za tym stoją, że z nami nie wolno pogrywać, a przynajmniej tak mi to tłumaczył Nath. Bo nigdy nie wolno się poddać.
-Jutro ruszamy do głównej bazy.-powiedział.-Lepiej się przygotuj.-Spojrzał na mnie.-Już nie dadzą ci latać.
I poszedł do swojego pokoju trzaskając drzwiami. Westchnęłam i wyszłam przed dom. Powietrze pachniało śmiercią i zagładą. Podbiegłam kawałek i wzleciałam do góry marząc, żeby nigdy nie przestać latać. Paroma trzepotami skrzydeł wzleciałam ponad drzewa i popędziłam przed siebie.W około było mnóstwo drzew i gór i gigantyczne jezioro. Dom Noah był w jednej z niewielu kotlin wśród tych zdradliwych gór. Były poszarpane, a na ich szczytach był śnieg. Tylko sosny i świerki były w lesie ciągnącym się aż po same hale na zboczach. Z wyostrzonym wzrokiem widziałam pojedyncze zwierzęta w lesie, jak dosyć duża grupa jeleni biegnących po łące, ponieważ goniły je stado wilków. Z góry wyglądało to majestatycznie. Można było obserwować każdy ruch stada z wielką dokładnością.
Dosyć szybko doleciałam do jeziora, które mieliśmy przemierzyć idąc do bazy. Wylądowałam przy brzegu i stanęłam już jako człowiek. Trochę dziwnie było mi kroczyć po kamienistej plaży, bo przyzwyczaiłam się do piasku. Powolnym krokiem podeszłam do lustra jeziora i wpatrywałam się w wodę i życie w niej. Małe rybki pływały przy samej powierzchni cały czas nie mogąc wyłapać owadów, które się na niej unosiły.
Leniwie podniosłam wzrok i spojrzałam na przeciwległy brzeg. Siedziała na nim postać z twarzą w dłoniach. Ewidentnie płakał. Poznałabym ją wszędzie nawet w tych brudnych ubraniach.
Nie mogłam się powstrzymać, żeby krzyknąć z całych sił:
-NATH!!!!!!!!!!!!!!!
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przeczytałeś/aś? Pozostaw po sobie komentarz. To motywuje do dalszej pracy i cieszy :)
Wiem krótki, ale mam nadzieję, że wam się spodoba XD Zapraszam na mój drugi blog -> maggie-cooper.blogspot.com będę wdzięczna za byle jaki kom :) I dziękuję za 4000 wyświetleń!!!
Mortal Hunter